–Robin to demon – usłyszałam z jego ust na tyle cicho, że nikt inny by tego nie usłyszał... Potem wsłuchałam się w jego dalszą opowieść.
–Jedyną częścią, jakiej mi brakuje, jest Robin. Za bardzo się do niego przyzwyczaiłem przez te lata – powiedział i zabrał ręce, po czym się położył.
–To wszystko, co mówiłeś... Jest jakieś dziwne. Pomieszane.
–Wiem Akemi, wiem to doskonale, dlatego nie lubię o tym rozmawiać, ale proszę cię o jedno. Zostaw mnie teraz samego, chcę po prostu wypocząć.
Popatrzyłam na niego smutna i kiwnęłam głową. Potrzebuje odpoczynku, więc wstałam i wyszłam. Ubrałam buty i cicho wydostałam się z mieszkania.
*
Musiałam się ulotnić. Musiałam sobie poradzić jakoś z tymi wiadomościami. Nie wiedziałam, jak poukładać swoje myśli. Poszłam więc tam, gdzie mogłam na spokojnie pomyśleć. Tam, gdzie się poznaliśmy.
Schowałam się koło jeziora pod drzewem. Usiadłam na kurtce i podciągnęłam kolana pod brodę, obejmując je rękoma. Musiałam zostać sama. Tak bardzo chciało mi się płakać.
Nie wiem, co uderzyło mnie bardziej – to, że Seven ma nieproszonego gościa, którym jest Robin, czy to, że tak bardzo został w przeszłości skrzywdzony przez wampiry. To pierwsze, na początku, napawało mnie niemałym strachem. W końcu opętał go demon. Podstępny twór, który w dodatku podawał się za jego ojca. Ojca, którego zabiły wampiry, a za którym młody Cortez tak bardzo tęsknił. A później co, sam stał się tym, których tak bardzo nienawidzi. W tym momencie po moim policzku popłynęła pierwsza łza. A po niej kolejne... I kolejne... Tego potoku nie mogłam zatrzymać...
po kilkunastu minutach wstałam i ruszyłam do mieszkania z mocnym postanowieniem. Nie zamierzam zostawić Sevena, choćby nie wiem co. Corteza, bo tak ma naprawdę na imię. Pięknie, swoją drogą.