Przez cały czas patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć w to, jak szybko zmienił się na twarzy. Nie chodziło o jego moc, umiejętność przemiany w Robina lub w drugą stronę. Ale... Jeśli chodzi o Sevena, wydawał się taki opanowany, pewny siebie i silny. A teraz, gdy na niego patrzyłam, wyglądał zupełnie inaczej. Jakby skurczył się w sobie, posmutniał. Nie wspominając o tym, co z jego twarzą zrobił Robin. Z chęcią sama bym go pobiła, bo sobie zasłużył. Jednak nie to teraz było najważniejsze. Teraz myślałam jedynie o tym, jak pomóc Sevenowi.
Zaczął mówić... Opowiadał o tym, jak potraktowali go w Radzie, co zrobił z nim Robin... Opowiadał o tym chorym człowieku, którego przyprowadzili, jak zrobili z Sevena, nie z Robina, ofiarę i kłamcę... Było mi naprawdę przykro i źle. Żadna istota z naszej rasy nie jest wzorem cnót, moralności ani przykładem do naśladowania. Ale jak można tak kogoś potraktować dla głupiego kaprysu?
*
Po naszej rozmowie zostawiłam go śpiącego i wyszłam. Powiedziałam Sevenowi, że muszę załatwić kilka spraw. Skłamałam, ale nie do końca. Faktycznie musiałam coś zrobić, ale nie chciałam mu o tym mówić. Musiałam załatwić nam pożywienie... Potrzebowaliśmy krwi, oboje. On zwłaszcza.
Udałam się w jedno miejsce, gdzie dostępność krwi wysokiej jakości nie była problemem. Weszłam do klubu i rozejrzałam się za moim stałym dostawcą. Gdy znalazłam go w tłumie, natychmiast do niego podeszłam i wyjaśniłam mu całą sprawę. Gdy usłyszał moją historię, popatrzył na mnie dziwnie. Zmroziłam go wzrokiem i natychmiast poprosiłam o świeży zapas krwi. Od razu spełnił moje polecenie, bo poszedł na zaplecze i przyniósł mi sporych rozmiarów pudełko. Spojrzałam do środka i z zadowoleniem pokiwałam głową. Zapłaciłam mu rządną sumę plus mały dodatek za szybką realizacją zlecenia i wyszłam na zewnątrz.
Zastanawiając się, co ze sobą zrobić przez ten czas, gdy Seven śpi, udałam się na przechadzkę. Nie wiem, dlaczego ani jak, ale do głowy przyszło mi, żeby sprawdzić miejsce,w którym znalazłam Sevena wczoraj w nocy. Poszłam tam niespiesznym krokiem.
Gdy byłam już na miejscu, zaczęłam się uważnie rozglądać, by znaleźć cokolwiek. Wtedy znalazłam to drzewo, o którym mówił Seven. Troszkę się wystraszyłam, gdy zobaczyłam, jak bardzo jest wgniecione, ile tam krwi i skóry... To nie był piękny widok, nawet jak dla odpornego na takie rzeczy wampira. Szybko usunęłam ślady bicia. Potem popatrzyłam na jeziorko i wszystko mi się przypomniało... Miałam ochotę się rozpłakać, ale natychmiast zganiłam się w myślach za ten pomysł.
Po dłuższej chwili stania tam i patrzenia się bez sensu w wodę, postanowiłam udać się do mieszkania. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale tęskniłam za Sevenem.
Gdy weszłam do mieszkania, od razu coś mi nie pasowało. Czułam, jak napinają mi się mięśnie. Coś jest mocno nie tak... Odstawiłam szybko zapasy krwi do lodówki i ruszyłam na przeszukiwanie wszystkich pokoi.
Pierwszym, co mnie uderzyło, był silny zapach krwi. Przerażona tym, co poczułam dzięki moim wyostrzonym zmysłom, udałam się pospiesznie za wonią. Dotarłam do łazienki i aż cofnęłam się na korytarz. Tam było tak wiele krwi... Matko, co tu się stało? Musiałam szybko poszukać Sevena i wyjaśnić całą tą sytuację.
Gdy weszłam do mojej sypialni, nie znalazłam go tam. Teraz byłam już poważnie przerażona. Gdzie jest Seven? I co miała znaczyć cała ta krew w łazience? Chciało mi się płakać i krzyczeć jednocześnie. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Jedyne, co mi przyszło do głowy, to to, żeby posprzątać cały ten bajzel. I zaczekać na Sevena...
*
Zdążyło już się ściemnić. Po jakichś dwóch czy trzech godzinach czekania usłyszałam, jak otwierają się drzwi. To musiał być on. Wstałam szybko z podłogi i ruszyłam do wejścia.
- Gdzie ty byłeś? - zapytałam, gdy go zobaczyłam i zmroziłam go lodowatym spojrzeniem.
- Musiałem załatwić kilka spraw, proszę, daj mi spać dalej, przynajmniej jeszcze teraz... - odparł zrezygnowany, wyminął mnie i poszedł do sypialni.
Poszłam szybko za nim i zobaczyłam, jak leży na kanapie. Widać było, że ewidentnie nie może spać. Usiadłam przy nim i patrzyłam na niego, starając się jakoś opanować nerwy.
- Nie boisz się, że Robin wyjdzie? - zapytałam po dłuższej chwili.
- Nie, aktualnie nie, gdyż stwierdził, że ma mnie dość... Chyba przynajmniej na ten moment – odparł cicho.
- Chociaż coś... - westchnęłam cicho i patrzyłam mu w oczy. Nie chciałam jednak czytać jego myśli.
- Akemi... Podasz mi koc? Zimno mi, chyba mam gorączkę.
- Ok ok... - odparłam cicho i wstałam.
Znalazłam w szafie koc. Wyjęłam go i ruszyłam w jego kierunku. Okryłam go ostrożnie i usiadłam przy nim. I, nie wiedząc czemu, pocałowałam go w czoło.
- A to za co? - zapytał zdziwiony.
- Nie wiem, jakoś tak... - odparłam i odwróciłam twarz, bo poczułam, jak się rumienię.
- Ey ey, Akemi, chodź tu – powiedział i odwrócił moją twarz w jego stronę.
- Co chcesz? - próbowałam udawać obrażoną.
- No ey, nie bądź taka... - zrobił smutną minę.
- Debil – odparłam naburmuszona i odwróciłam się do niego tyłem...
Po chwili poczułam, jak obejmuje mnie od tyłu i przytula się.
- Miałeś leżeć, Seven.
- Przecież leżę – powiedział i poczułam, jak się głupio uśmiecha, bo miał twarz opartą o moje ramię.
- Gdzie byłeś? Martwiłam się o ciebie, głupku... - zapytałam zrezygnowana.
- U lekarza... Naprawdę. - odparł i dodał po chwili. - U kogoś, kogo znałem... Z Projektu.
- Jesteś idiotą, naprawdę – powiedziałam cicho i oplotłam się jego rękami. - Wiesz przecież, że mogli cię złapać... Zabrać...
- Nie byłem w Projekcie, tylko w jego gabinecie. Pomógł mi, tyle.
- Ta, czuję... Po gorączce zwłaszcza – odparłam.
- Akemi, nie gniewaj się – powiedział i pocałował mnie w kark. - Jest lepiej.
- A co miała znaczyć cała ta krew w łazience?
- Gdy cię nie było, obudziłem się w łazience, przy toalecie, wszędzie była krew... Czułem i nadal czuję, że czegoś mi brakuje... Jakby ważnej części mnie...
- Martwiłam się o ciebie... - odparłam i chwyciłam jego dłonie. - Byłeś tak wymęczony i wyczerpany, w dodatku Robin strasznie cię skatował, że nawet twój wampirzy organizm nie wytrzymał i zacząłeś, cóż, malować w łazience obrazy... Krwią...
- Wiem, wybacz mi... - powiedział i wtulił się we mnie.
- Gdy spałeś, wyszłam... W lodówce masz zapas krwi.
- Jesteś cudowna, wiesz?
- Powiedzmy – pozwoliłam sobie na uśmiech. - A teraz powiedz mi... Jak to właściwie jest z Tobą i Robinem? I czego ci tak bardzo brakuje? Jakiej ważnej części ciebie?
Gdy zapytałam o to wszystko poczułam, jak lekko się spina. Westchnął i zaczął po chwili mówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz