– Tak... Szybciej... Błagam. - wydobyło się z moich ust.
Zrobił to, o co prosiłam. I zrobił to idealnie. Nie tylko poruszał się we mnie tak, jak nikt wcześniej, czym doprowadzał mnie co chwilę do nieziemskiej rozkoszy, ale dotykał mnie tak, jakby wiedział, które punkty mojego ciała są najbardziej wrażliwe. Jezu, w łóżku Seven był boski. I, jak mniemam, w przedbiegach wygrywał w tej kategorii z Robinem.
Po jakimś czasie doszłam razem z nim. Od dawna nie miałam tak nieziemskiego seksu. Patrzyłam na niego i w głowie miałam myśl, że nie chciałam, by mnie teraz zostawiał.
– Jesteś taka cudowna... - mruknął, gdy wysunął się ze mnie. Czułam, jak gładzi mnie po policzku i zarumieniłam się. Matko, do jakiego stanu on mnie doprowadza, zganiłam się w myślach. Otwarłam oczy, żeby na niego popatrzeć, ale wystraszyła mnie jego mina.
– Teraz cię przepraszam na chwilę... Ale... Ale Seven musi stąd wypierdalać w podskokach – powiedział na wpół Seven, na wpół Robin.
Potem zobaczyłam tylko, jak szybko wciągnął ubrania i wybiegł z mieszkania. Zszokowana i zmartwiona, zaczęłam za nim krzyczeć. Prosiłam, momentami wręcz błagałam, by wrócił. Żeby wszedł do mieszkania. Nie byłam pewna, co się stało, ale z jego oczu udało mi się wyczytać jedynie tyle, że Robin nie pochwalał tego, co wydarzyło się pomiędzy mną a Sevenem. Ba, wręcz był wkurwiony. I to mocno. Nie chciałam zostawić tak Sevena, więc czym prędzej wstałam i ubrałam swoje rzeczy. Wzięłam klucze od mieszkania i wybiegłam w miasto.
Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie oni mogli pobiec, więc zaczęłam od miejsc najbliżej mojego domu. Przechodziłam przez wszystkie zakątki, zajrzałam w każde miejsce, które nie było widoczne dla przechodniów, zajrzałam we wszystkie zakamarki, niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Nigdzie ich nie było. Byłam bezsilna. Spędziłam dwie godziny na bezmyślnym szukaniu chłopaków, bo kompletnie nie miałam pojęcia, gdzie mogą być. Do głowy przychodził mi już tylko jeden pomysł – park, w którym się poznaliśmy. Czym prędzej tam pobiegłam.
Gdy dotarłam na miejsce, zaczęłam bacznie się rozglądać. Po kilkunastu, może kilkudziesięciu minutach, w końcu go znalazłam. Leżał na trawie... Podbiegłam bliżej i wtedy to zobaczyłam... Te blizny na jego twarzy... Od prawego policzka po lewą stronę twarzy, na szyi... To dlatego nosił maseczkę. Jenak nie to mnie najbardziej przeraziło. Stan, w jakim go znalazłam, był opłakany... Miał rozwaloną twarz, jakby ktoś uderzał nią o coś wielokrotnie, nie mówiąc o rozwalonym łuku brwiowym, był cały mokry i wyglądał, jakby nie oddychał. Sprawdziłam puls. Był, na całe szczęście. Matko, co tu się musiało dziać?