28 sie 2018

Od Yagen'a CD Soren'a "Specjalny przypadek"


Odłożyłem jedynie okulary na bok kompletnie nie zwracając uwagi na jego prośby. Ja? Połamany? Nigdy nie miałem zakwasów od spania w nie wygodnej pozycji bądź na nie wygodnym meblu...no... nie licząc krzesła w moim gabinecie lekarskim.
- Yagen no.... - Jęknął po raz kolejny dając sobie sprawę, że nie mam zamiaru się ruszyć ze swojego miejsca.
- Daj mi spokój już... - Westchnąłem zamykając oczy chcąc skorzystać z ostatnich godzin nocy na jakiś spokojniejszy sen. Może faktycznie przydałby mi się jakiś wypoczynek? Dzień w dzień jest tak samo. Wstaje wcześnie rano, idę do gabinetu, gdzie zajmuje się nierozważnymi pacjentami, a po pracy wracam z powrotem do pokoju, gdzie przygotowuje się przed snem. W nocy oczywiście się budzę i znów zasypiam, by wszystko zatoczyło koło i zaczęło się od początku. Potrzebowałem czegoś, co by zakłóciło tą przeklętą codzienną rutynę. W końcu ile można tak w kółko to samo robić?
Soren już mnie nie budził, więc ponowne zaśniecie było tylko kwestią czasu. Nic mnie już nie budziło, nie śniło, ani nie zakłócało mojego spoczynku. Jedynie co mi się nie zgadzało po obudzeniu się, to brak właściciela pokoju w którym się znajdowałem i ... na litość boską, czemu ja leżałem na jego łóżku, a nie na fotelu? Przecież to na nim zasypiałem...pamieć nie powinna mnie chyba mylić. Zmarszczyłem niezadowolony brwi i spojrzałem na zegarek stojący na szafce nocnej niedaleko mnie.
12.34 
Założyłem okulary próbując jeszcze raz przeczytać daną godzinę.
12.35

Boże... jeżeli istniejesz, to dlaczego mnie tak nienawidzisz? Normalnie w gabinecie jestem już od 7, a teraz jest już po południu, a ja nadal znajduje się w pokoju tego wkurzającego wampira. Zerwałem się szybko na nogi prześlizgując się mało używanymi korytarzami do mojego pokoju. jeszcze mi brakowało, by jakiś członek zobaczył mnie w piżamie o tej porze. To by zrujnowało wszytko na co pracowałem tyle czasu...cały szacunek i respekt poszedłby w zapomnienie. Przebranie i ogarnięcie się nie zabrało mi nawet 10 minut... chciałem jak najszybciej dostać się do gabinetu i zapomnieć o całej tej sytuacji. Wparowałem do pomieszczenia lekarskiego bez żądnego pukania, czy oznaki, że nadchodzę. Soren jedynie na mnie spojrzał nico zdezorientowany i uniósł jedną brew szykując się zapewne do zapytania mnie, co ja tu robię...niech se to daruje, bo nie ręczę za siebie.
- Yagen... Co tak późno? To do ciebie nie podobne - Spojrzał przelotnie na zegarek, który zbliżał się do pokazania 13. No ja zaraz mu wyrwę te kły i zrobię z nich naszyjnik.
- Czemu mnie cholero nie obudziłeś i przeniosłeś na swoje łóżko? - Warknąłem zdyszany zamykając za sobą drzwi. Dopiero teraz czułem jak się zmęczyłem latając w te i we wte spiesząc się. Muszę się ogarnąć i sprawdzić, czy niczego nie zepsuł... miałem też nadzieje, że nikogo tu nie było przed moim przyjściem i białowłosy nie dorwał się do zapasów krwi w lodówce na zapleczu. 
- Chciałem abyś się wyspał. Nie sądziłem, że będziesz spał tak długo..
- To normalne, że niektórzy ludzie tak śpią... ale nie ja... mniejsza - Poszedłem szybko do sąsiedniego pomieszczenia zgarniając przy okazji z biurka jakieś karty. Czyli jednak ktoś był... chyba, ze bez potrzeby je wyciągnął tylko po to, by narobić bałaganu. 
- Twierdzisz, że nie jesteś normalny? 
- Nie... twierdze, że reszta ludzi jest nienormalna. Tracą czas na sen, choć w tym czasie mogli by dokształcać się w zawodzie - Odpowiedziałem już nieco spokojniej. - Ktoś był tu?
- Ta... jakiś dzieciak z czerwoną czupryną. Zjadł jakieś ludzkie jedzenie, czy coś - Nie musiałem więcej go słuchać, by wiedzieć o co chodzi. Będę musiał znów go złapać i jeszcze raz pouczyć, bo to już się robi chore. Czy on nie mógł się w końcu nauczyć, że te jego ukochane truskawki są złe i nie dla niego? Próbuje mu to wbić do łba odkąd pierwszy raz postawił stopę na terenie projektu. 
- Coś jeszcze? - Dopytałem, gdy skończył poprzednią wypowiedź. 
- Jakiś białas przyniósł list do ciebie i gadał coś o jakimś wyjściu - Wyjrzałem na niego zza drzwi nieco zaskoczony. List i wyjście? O co im znów chodziło. Zabrałem kopertę z rąk wampira i delikatnie sztyletem rozciąłem jej bok. Bez problemu poznałem pismo szefa , a jego treść...cóż... mało mi się podobała. 
Na szczęście nie chodziło o jakieś pouczenia, czy inne sprawy związane z moim "podopiecznym". Po prostu szykowali jakąś akcje ratunkową i potrzebowali lekarza...a ja się na to nadawałem. Świetnie... jakieś odstępstwo od codziennej rutyny. Cieszyć się, czy płakać? Lustrowałem spojrzeniem reszte tekstu, aż dotarłem na drobny dopisek na samym  końcu papieru. 

Zabierz Sorena ze sobą, by poznał prace lekarza terenowego.

Chyba go bóg opuścił, albo ja muszę zmienić okulary. 
- Idziesz jutro ze mną w teren - Tylko to dałem rade wyburczeć nim ponownie zniknąłem na zapleczu by zrobić sobie kubek mocnej herbaty.

<Soreeen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz