26 maj 2018

Od Kagehiry "Na ratunek!" Zadanie 2

Jak to miałem w zwyczaju, wyszedłem na spacer poza placówkę. Kto mi zabroni, przecież mam do tego prawo. Uśmiechałem się delikatnie, choć dzisiaj nie byłem szczęśliwy z powodu ciągłych spojrzeń na mnie. Miałem zły humor i tyle. Nie chciałem wybuchnąć, aby nikomu nie zrobić krzywdy. Nie lubiłem tego i nie chciałem tego robić, ale nie zawsze mam nad sobą panowanie... Jestem osobą i mam prawo do tego, aby móc się zdenerwować. Wziąłem głęboki wdech, rozglądając się wokół siebie. Złapałem po chwili swój brzuch, czując jak mi w nim burczy. W sumie dawno temu jadłem, a ciągłe wysysanie krwi z karku zwierząt nie było smaczne. Nie lubiłem zwierzęcej krwi, bo była bezsmakowa, obrzydliwa. Zdecydowanie smaczniejsi byli ludzie, ale wstydziłem się czasami powiedzieć, że chciałbym się napić. Jak to brzmi... Dobrze mają wampiry zakochane w człowieku. Mogą od tak powiedzieć, że chcą pić i zawsze mają taką przekąskę. Spuściłem ze smutkiem głowę, czując kolejne, żarliwe burczenie w brzuchu. Nagle zauważyłem biegnących w moją stronę... ludzi. Tak. To byli ludzie. Ten zapach to zapach ludzi. Wampiry inaczej pachną. Pociągnąłem kilka razy nosem, delektując się zapachem... Krew. Moje źrenice zwężyły się lekko. Są zranieni. Krwawią. Zadrapania. Biegli przez krzaki. Tak. To to. To na pewno jest to. Dlaczego... Dlaczego chcę ich zabić i wyssać ich krew. Czułem, jak w moich palcach przechodzi mrowienie. Świeżbi mnie do tego, aby ich rozczłonkować... Zabić i zjeść. Pyszna krew, którą chętnie wyssałbym z nich do zera. Oblizałem się ze smakiem, ale po chwili otrząsnąłem się lekko. Przejechałem językiem po kłach i spuściłem głowę. Ludzie wyminęli mnie, zupełnie jakbym nie istniał. I dobrze... Przynajmniej przeżyjecie. Ruszyłem po chwili biegiem przed siebie. Ten wiatr we włosach na chwilę pozwolił mi zapomnieć o rosnącym ciągle głodzie. Nagle... Krzyk i pisk jakiegoś dziecka. Ara... Ara... Chyba będę mógł coś zjeść... Wypić do dna krew z małego szczylka... Pysznie. Znowu się oblizałem i jak strzała ruszyłem w stronę krzyku. Tak jak myślałem. Jakiś chłopczyk wisiał na jakiejś niebezpiecznej konstrukcji, płacząc i piszcząc ze strachu. Jaki kąsek... Jaki pyszny. I jak ładnie pachnie. Zaśmiałem się cicho, po czym sięgnąłem po dzieciaka swoją nicią. Oplotła go w pasie i po chwili chłopak stał przede mną. Blondasek o niebieskich oczkach. Był nieco puszysty, a ze strachu jego chyba rumiana twarzyczka, zbladła niczym u porcelanowej laleczki. Ubrany był w zielony t-shirt oraz brązowe spodenki. Z jego kolana ciekła strużka krwi. Oblizałem usta, po czym spojrzałem na dzieciaka z góry.
-Co tutaj robisz?-zapytałem jak zawsze z uśmiechem.
-Z-Zgubiłem się... M-Mama i tata zniknęli i t-tutaj przyszedłem. Tam na górze chciałem się rozejrzeć, a-ale...-znowu zaczął płakać.
Wkurzało mnie już te jego jąkanie się. Bez zawahania złapałem nicią jego stopę w kostce i mocno ją zacisnąłem. Sznurek przeszedł przez jego ciało, a po tym usłyszałem rozdzierający ciszę krzyk. Jak pięknie... Jak pięknie krwawi! Maluch upadł, a ja zbliżyłem się, klękając obok. Złapałem jego stopę z butem i oblizałem miejsce przecięcia. Ciekawy smak. Lekko słodki, ale jest tutaj też trochę jakby kwasowości. Cudownie, cudownie. Nić oplotła nogę dzieciaka, po czym zacisnąłem ją, całkowicie oddalając ją od ciała. Otworzyłem szeroko oczy, przechylając nieco głowę w bok.
-Jaki niewinny, biedny chłopczyk...-szepnąłem, po czym ugryzłem go w szyję i zacząłem wysysać z niego krew.
Blada skóra zaczęła lekko sinieć, pod oczami pojawiły mu się worki, a źrenice wywaliło mu całkowicie, przez co widziałem tylko jego białka oczu. Dzieciak przestał się ruszać, a po wyssaniu z niego krwi, był lodowaty. Śliczny widok. Był smaczny i dzięki temu już nie jestem głodny. Dla zabawy rozczłonkowałem już do końca jego cielsko, po czym ułożyłem je na zgrabną, suchą kupkę. Jakie to śliczne. Zaśmiałem się cicho, oblizując kły z końcówki krwi na nich. Na szczycie martwego i rozczłonkowanego dzieciaka postawiłem jego głowę, a na nim ułożyłem malutkiego i kieszonkowego pluszaka. Uśmiechnąłem się, dotykając brzuszka uszytego przeze mnie misia.
-Pilnuj tego tutaj nieboszczyka... Niech wiedzą, kto tutaj był...-powiedziałem, po czym spokojnym krokiem ruszyłem z powrotem do placówki.
Mój brzuch już nie burczał i z radością wróciłem do swojego pokoju. Kiedy wracałem, widziałem spojrzenia skierowane na mnie. Już wiedzą? Dobrze. Niech wiedzą. Jestem niewinny Kagehira, ale... Umiem pokazać pazurki... Bardzo szybko mogę je wyjąć, zabić i wrócić do niewinności... Niech lepiej nie podskakują... Nie boję się ich... W końcu, nie jestem kimś, kto umie się bawić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz