Tożsamość: Już od samego początku wiedziałam, że coś nie grało z tym chłopakiem, a mimo wszystko brnęłam w to dalej. Nie wiem, czy to przez jego całokształt, urok osobisty, czy może jakoś na mnie wpływał, ale odkąd usłyszałam to nieszczęsne „Tobiasz”, wpadłam jak śliwka w kompot. Nigdy nie zdradził mi swojego nazwiska, nie wiem, czy w ogóle je posiada, a nawet jeśli, nie jest ono przez niego używane. Dokumenty chowa skrzętnie, z nich też niczego się nie dowiecie.
Wiek: Sama chciałabym wiedzieć. Gdy go poznałam, to jest jakieś sześć lat temu, wyglądał na porządne dwadzieścia dziewięć ludzkich, to jest pięćdziesiąt osiem wampirzych, czyli teraz miałby… Trzydzieści dwa ludzkie i sześćdziesiąt cztery wampirze? Cholera go w sumie wie, tego też mi nie mówił, czyste przypuszczenia.
Płeć: Mężczyzna. Tylko tego jestem pewna.
Narodowość: Mówił płynnie, łatwo, ale na pewno nie był Rosjaninem, chociaż na takiego wyglądał. Chyba Polak, tak, zdecydowanie, jak pomyśleć, to często powtarzał to nieszczęsne „kurwa”.
Przynależność: On? Prędzej by się skądś zrzucił, niż poddał jakimkolwiek władzom.
Stanowisko: —
Ranga: B
Moce: Krew. Krew kapała, krew krążyła, czerwona, gorąca, paląca, wyżerająca żyły. Jest wszędzie w nas, w każdym zakamarku, nawet tym najmniejszym, bez niej nie przeżyjemy, bez niej on nie przeżyje.
Za pierwszym razem, gdy to robił, płakałam, chociaż i tak nikt tego nie zauważył, bo przecież ten, na którym się skupiał, darł się wniebogłosy, giął, targał, rzucał po pokoju i starał się jakkolwiek odeprzeć niewidoczne siły, które kazały mu uklęknąć.
Nikt go nie powstrzymywał, nikt nic nie mówił, a ja dalej nie rozumiałam.
I dopiero gdy zobaczyłam strużkę krwi, która bez problemu zmieniała swój tor, a nawet zawracała, by popłynąć do góry, wrócić do rany, dopiero wtedy zaczęłam pojmować, jak paskudnym darem los obdarzył mojego Tobiasza.
Aparycja:
- Włosy: Co, teraz zaczynamy wywiad, który ma pomóc ci zrobić pieprzony list gończy, czy o co ci chodzi, co, Morozov? Białe, jak śnieg, jak świeży śnieg, ten, który spadł w dniu, kiedy go poznałam, zadowolony? Krótkie, nie w męski krój, sięgały za ucho, zawsze rozwichrzone, zasłaniające czoło. Nie wiem, jak wygląda teraz, równie dobrze mógł zmienić ich kolor, nie rozumiem, czemu pytasz o takie głupoty. To było sześć lat temu, zrozum to wreszcie.
- Twarz: Nie wystarczy, jeśli powiem, że był po prostu przystojny? Nie? Co chcesz wiedzieć? Duże, żmijowate oczy. Kolor? Szare albo lawendowe, zależnie od padania świata i tego, co akurat nosił. Nos miał długi i ostry, nieco krzywy, ktoś kiedyś mu przestawił i zbyt szybko się zrósł, to miał takie nie wiadomo co na twarzy. Przynajmniej tak brzmi nieoficjalna wersja. Jezu, czego jeszcze chcesz. Żuchwę miał ładnie wykończoną, no mocnym kątem, a nie gładko jak to niektórzy, a mimo wszystko twarz posiadał zadziwiająco kobiecą. Usta? Wąskie, cienkie, bliżej było temu do prostej linii, aniżeli wydatnych warg.
I znudzony.
On chyba zawsze był znudzony. - Ciało: Piekielnie wysoki, piekielnie szczupły i piekielnie atrakcyjny. To był ten typ człowieka, przynajmniej w mojej opinii, za którym nie obejrzeć się to grzech. Zawsze wciskał się w te czarne, obcisłe rurki i czarne, obcisłe golfy, kryjąc ciało jak zakonnica, chociaż według mnie nie powinien tego robić. Do tego ten płaszcz, ten wieczny płaszcz, wiecznie leżący na jego ramionach i wiecznie zasłaniający dokładnie mężczyznę. Prawdopodobnie, gdyby nie to, to w chłodny, zimowy dzień, gdzie puchu napadało, dostrzec go byłoby sztuką. Zawsze zakładał ten sam zestaw, chociaż gdy raz zaglądnęłam do jego szafy, zorientowałam się, że w sumie to tylko te czarne swetry i czarne spodnie ma w zanadrzu. No, nie licząc jednej, wyjątkowej koszulki, ale prawdopodobnie za wyjawienie tego sekretu zostanę rozczłonkowana, zanim zdążę dobrze się obejrzeć, czy przypadkiem za mną nie stoi.
W tych cholernie długich palcach zawsze trzymał papierosa. Nie wiem, jak to robił, ale nikt nawet nie widział, jak je wymienia, one po prostu się tam znajdowały. Oczywiście żartuję, chociaż zdarzały się i takie dni, jak mam być szczera.
Nie nosił biżuterii, nie licząc kolczyków w uszach.
Poruszał się cicho, bardzo cicho.
Całokształtem przypominał żmiję. Giętką, długą, gibką, hipnotyzującą.
Potrafił panować nad ciałem. - Znaki szczególne: Kochanieńki, on cały był szczególny i nawet nie próbuj mi w tym wszystkim zaprzeczyć.
Charakter: Był cholernie dziwny, trudny, skomplikowany i ciężki do życia, ale w końcu przecież coś do niego poczułam. To chyba sygnał, że nie był aż tak beznadziejnym okazem, jak mogło się wydawać, prawda? Albo to po prostu ja jestem tak obrzydliwą masochistką i teraz po prostu staram się jakkolwiek usprawiedliwiać, szukać czegoś, co udowodniłoby, że był w jakimś tam stopniu ludzki i znośny.
Oczywiście, miał te swoje firmowe uśmieszki, zagrania, chichoty, czy grymasy, które roztapiały serca kobiet. Oczywiście, potrafił manewrować słowami, gestami, działaniami, zdaniami i głosem, doprowadzając ludzi do szaleństwa. Potrafił to wszystko rozpoznać i rozegrać na tyle dobrze, żeby wyszło na jego korzyść.
Ze mną też pogrywał, to przecież wiadome, a mimo wszystko chciałam wierzyć… Wierzyłam, że będzie inaczej, że ja jestem tym wyjątkiem, tą jedyną w całej układance, która zmieni nieco jego tok myślenia, jego spojrzenie na świat, jego podejście do ludzi. Że udowodnię, że nie jesteśmy tylko bezwartościowymi pionkami na nieskończenie szerokiej szachownicy, jak to kiedyś określił.
Tobiasz był smutny. Tego jednego byłam naprawdę pewna, że jest smutny, zmęczony, zmarnowany. On już nie wierzył, on już chyba nie pokładał nadziei w ludzi i świat.
Nie rozumiałam, co miał na myśli, mówiąc, że chce zakochać się ten jeden, ostatni raz.
Nie rozumiałam, co miał na myśli, mówiąc, że chce jeszcze kogoś pocałować.
Nie rozumiałam, co miał na myśli. mówiąc, że chce jeszcze z kimś zatańczyć.
Nie rozumiałam, co miał na myśli. mówiąc, że chce.
Chce być.
Mocne i słabe strony:
- Ludzie. Ludzie byli wszystkim i niczym w jego życiu i świecie. Nie potrafił pogodzić swoich potrzeb z moralnością, która stanowczo bodła go na prawie że każdym kroku.
- On chyba po prostu nie chciał być zły, ale najzwyczajniej nie potrafił inaczej, a każdy dzień rozpoczynał się i kończył walką ze samym sobą, która trwała przez cały ten czas, gdy szlajał się między wszelakimi personami.
- I muzyka? Przy niej się jakby… Odkorowywał? Dawał się ponosić, a wszystko stawało się łatwiejsze, piękniejsze, czystsze i prostsze do zrozumienia. Zawsze spoglądał z większą radością na ten smutny padół, gdy towarzyszyła mu, chociaż ta jedna, monotonna nuda.
- I pluł sobie za to w twarz w lustrze, ale i łatwiej przychodziło mu wtedy pozbawiać życia, gdy pokusy stawały się zbyt mocne.
- Wystarczał ruch zgodny ze wzniosłym momentem w utworze, a świat nagle zwalniał.
- I nawet jeśli potem czuł się z tym źle, a jucha zalegała mu na żołądku do tego stopnia, gdzie wymiotował, to i tak to wszystko pomagało mu, chociaż częściowo pogodzić się z losem.
- Losem, który był jego piętą achillesową.
Orientacja: Nie widziałam go z nikim, nigdzie, ale sam niejednokrotnie określał, że w sumie jest mu to obojętne.
Partner: Uśmiechał się krzywo, gdy o to pytałam. Chyba spotkało go coś przykrego. Albo nigdy go, czy jej nie miał.
Rodzina: Wspominał o matce, że kochał ją niezmiernie, że była, że istnieje, że gdzieś tam żyje i najwidoczniej czeka, przynajmniej tak śmiem wnioskować. Ojciec też był, za nim aż tak bardzo nie smarkał, prędzej psioczył i liczył, że zdechnie wcześniej, niż ten wróci. Nie wiem, czy los obdarzył go rodzeństwem i nie wiem, jak każda kolejna osoba z jego familii ma na imię.
Ukrywał dosłownie wszystko, nawet pieprzony, ulubiony kolor.
Ciekawostki:
- Lubił wschody słońca.
Operator: rejnbowmarshmallow@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz