13 maj 2018

Raport osobisty z dnia 29 kwietnia 2016 roku 

Nie mogę uwierzyć, że w końcu zdałem ten przeklęty egzamin. Teraz czułem się ... jakoś inaczej... jakbym dopiero teraz zrozumiał sens życia. A to wszystko przez jedną małą kuszę, która teraz jest przyczepiona do mojego nadgarstka zamiast zegarka. Po co komu on, prawda? Czas nie jest najważniejszy. Ważniejsze było to, że nie byłem już bezbronnym ludzkim dzieckiem , które nie potrafiło się obronić nawet przed prostym wampirem klasy C. Miałem to zamiar udowodnić... wrócę cało z wyjścia poza placówkę projektu.. bez żadnych ran, siniaków, czy nawet otarć. Dość już blizn jest na moim ciele.
Przejście do głównej bramy nie było problemem.... droga pod górkę zaczynała się dopiero przed nimi, gdyż zawsze ktoś przy nim siedział. Ochroniarze dobrze mnie znali, gdyż zazwyczaj zbierali cały ochrzan od mojego ojca za wypuszczanie mnie samemu... a nawet jeżeli ktoś za mną poszedł, to prędzej czy później udawało mi się zgubić zbędny ogon. Dopiero wtedy zaczynała się prawdziwa zabawa. To jakiś ciekawie opuszczony budynek, to pościg za kotem.... coś się zawsze znajdywało do roboty. Z ochroniarzem na plecach byłoby to męczące i zdecydowanie nudniejsze.
Musiałem po prostu trafić na tą jedną... malusią lukę, którą odkryłem już wcześniej. Równo o 15 strażnicy zmieniają się zostawiając bramę bez opieki. To była moja jedyna szansa na wyjście z ośrodka. Jak przewidziałem... strażnicy zniknęli dając mi minutkę na szybkie wyjście, które powiodło się. Teraz miasto stało przede mną otworem ... niech tylko ktoś spróbuje mnie zaatakować... będę miał pretekst do wypróbowania moich mocy.
~ Dimitrij Todorovskij 

   Mężczyzna siedział na krawędzi dachu i obserwował z wysokości najbliższą okolicę. Nie działo się właściwie nic ciekawego i właśnie to najbardziej nudziło Nakaharę, który nie cierpiał nudy. Nawet Lisenka zmyła się z terenu miasta dwa dni temu, a wraz z nią zniknęła ostatnia szansa, by jakoś zająć sobie czas. Nuda, nuda, nuda... Chuuya założył nogę na nogę i oparł się o nią łokciem, podpierając na dłoni brodę. Z tego wszystkiego nawet przestały go denerwować rude pasma, które poruszane podmuchami wiatru, łaskotały go po policzkach. 
   Kiedy już myślał, że zaraz uśnie, coś nowego w otoczeniu na dole przykuło jego uwagę. Blade powieki uniosły się nagle, ukazując błyszczące zainteresowaniem niebieskie tęczówki. Blondwłosa postać w dole naprawdę go zainteresowała, tym bardziej, że od kilku dni spotykał tylko żołnierzy, a tych starał się raczej unikać. Zmrużył delikatnie oczy, chcąc dojrzeć czy ową postacią jest mężczyzna czy raczej kobieta. Ile by dał, żeby spotkać kogoś kto nie jest kobietą z wiecznym zespołem napięcia przedmiesiączkowego, która w dodatku jest w stanie rzucić tobą na dwadzieścia metrów przez trzy ściany starych budynków. Tak, to z pewnością byłaby miła odmiana. 
   Chude palce schowane w czarnym materiale spoczęły na moment na betonie, odpychając zacną część ciała wampira od powierzchni dachu. Przechylił się nieco w przód i bezwładnie spadł, lądując bezpiecznie na popękanej ziemi. Podparł się lekko dłońmi, by siła rozpędu nie wcisnęła go w zniszczony beton, po chwili podnosząc się powoli. Na szczęście był schowany za jakimś starym bilbordem, który runął na ulicę w czasie jednej z wielu walk, a niewyraźny kształt spadający z dachu nie przykuł uwagi wędrowca. Idealna lokacja do obserwowania blondyna, śmiało kroczącego przez zaśmiecony plac. Nakaharę bawiła pewność siebie chłopca, szczególnie dodając do tego jego wzrost i to, że najprawdopodobniej był człowiekiem, bo na wampira nie wyglądał. 
   Zaśmiał się lekko pod nosem, poprawiając nieco swój płaszcz i kapelusz, po czym powolnym krokiem wyszedł ze swojego ukrycia. Jednak nie za daleko, tylko tyle, by błękitne tęczówki mogły go dostrzec. Oparł się ramieniem o stertę cegieł, które najpierw poruszyły się niespokojnie, a potem z chrzęstem przesunęły po sobie, ostatecznie zatrzymując się w jednej linii za sprawą dyskretnie użytej mocy. 
 - Nie boisz się, że ktoś może cię tu napaść? - Odepchnął się od brudnych cegieł, zerkając na swoje ramię, po czym pewnym krokiem podszedł do niebieskookiego, zupełnie nie przejmując się wycelowanym w niego ustrojstwem na nadgarstku blondyna. - Tacy chłopcy jak ty, nie powinni chodzić sami po takich terenach, nie uważasz? - Położył dłoń na czuprynie niższego, przechylając głowę na bok. Przesunął ukradkiem końcem języka po zębach, wyczuwając nieco dłuższe kły. Musiał się uspokoić i to w tej chwili, warto byłoby się najpierw zabawić.

Zamknąłem lekko oczy czując delikatny dotyk czyjejś ręki na moich włosach. Było to przyjemne uczucie, które nie wskazywało na nic niebezpiecznego ze strony nieznanego rudzielca. Może i byłem łatwowierny, lecz przeważnie moje przeczucia się nie myliły... Przeważnie. Jednak w tym dotyku było coś co czułem rzadko... Lekkie ciepło, jakby dotykał mnie ktoś bliski. Złożyłem z powrotem kusze uznając, że nie będzie mi raczej potrzebna... Ten ktoś był zdecydowanie człowiekiem.
- Nie mam się czego bać - uśmiechnąłem się lekko pokazując białe ząbki. Przyjrzałem mu się również uważnie. Dziwnie przycięte włosy, oczy koloru nieba ... Wyglądał nieco starzej ode mnie, choć któż tam wie... Wygląd może w końcu mylić. Ubrany był na czarno z domieszką brązu, a na głowie spoczywał mu dziwny kapelusz. - Wiesz... strażnicy ostatnio patrolowali ten teren z tego co mi wiadomo, więc wszelkie niebezpieczne stworzenia powinny się oddalić na jakiś czas. Zbierali też ludzi, by się nimi zająć więc... Czemu nie poszedłeś z nimi? Project na pewno ciebie też przyjął - Przechyliłem lekko głowę na bok rozmyślając nad tym. Raczej nie trudno byłoby go zauważyć w szczególności, że poszukiwacze przeczesywali również budynki i tunele metra.
- Ostatnio? - Zerknął w niebo, jakby próbował sobie przypomnieć co się działo przez ostatnie parę dni.. - Ostatnio byłem spory kawałek stąd, cały czas się poruszam. Gdyby został w jednym miejscu nawet znajome wampiry, by mnie nie obroniły... Project? Jaki Project?
- He? Nie słyszałeś o Projekcie Hope? Mój tata go założył... Gwarantuje pokojowe bezpieczeństwo dla ludzi, jak i wampów. Chcemy zakończyć tą wojnę, by nikt już nie zginął. - Nieco mnie zaskoczyła jego niewiedza.... nawet ludzie spoza miasta znali tą idee... Nie ważne czy ją popierali, czy nie. - Tak w ogóle jestem Todorovskij, Dimitrij Todorovskij - Ukłoniłem się lekko, choć był to zbędny gest. Mężczyzna nieco mnie zainteresował... W  końcu coś co mogło odgonić mnie od nudy, a jednocześnie pomoże mi uniknąć kary za ponowne wyjście poza tereny ośrodka. Nie ma to jak usprawiedliwienie, że poszedłem po kogoś, a co lepsze namówiłem go do dołączenia.
- Chodź ze mną... Proszę. Będziesz tam bezpieczny. Nie chciałbyś też spotkać innych osób? Porozmawiać z nimi? Czy... Coś? Nie wnikam już co robią ludzie w twoim wieku, ale z pewnością jest to coś o czym nie powinienem jeszcze mieć pojęcia. - Zmarszczyłem nieco brwi i napuszyłem policzki przypominając sobie rozmowę z ojcem, gdy przechodziłem ten dziwny okres dojrzewania. Nigdy nie zapomnę tych dziwnych pięciu godzin spędzonych przy bezsensownej rozmowie o ciele, zmianach i innych rzeczach.

    Nakahara przez chwilę stał z przechyloną głową, analizując to co powiedział mu chłopiec. Oczywiście, że wiedział o organizacji, kto o niej nie słyszał? Jedyna taka okazja, żeby wpakować się z wojny na otwartym terenie w wojnę pod kloszem, kto by chciał to przegapić? No i rzecz jasna, że był dumny iż uszedł w oczach blondaska za człowieka, a poza tym... Chwila, co?
 - Jak to ludzie w twoim wieku?! - Powtórzył podniesionym głosem, gestykulując przy tym żywo. Nie minęły nawet trzy minuty, a ten mały dzieciak już znalazł jeden z jego wrażliwych punktów. - Nie sugeruj mi, że jestem stary, nie jestem stary! 
   Mężczyzna nakręcał sam siebie jeszcze bardziej, coraz mocniej gestykulując, ale los chciał, że w pewnym momencie uderzył w swój kapelusz tak mocno, że ten aż podskoczył w górę i sfrunął na ziemię obok. Dokładniej mówiąc sfrunąłby, gdyby Chuuya w porę go nie złapał, jednak ten mały incydent i chwilowy strach o ukochaną rzecz, uspokoiły go natychmiast. Czarny materiał ponownie znalazł się na swoim miejscu, przykrywając rudą czuprynę i wprawiając zakręcone pasma na środku twarzy w nieznaczny ruch. 
 - Chuuya. Chuuya Nakahara. - Skłonił głowę, unosząc nieznacznie kapelusz w geście szacunku. Szybko przemyślał wszystkie za i przeciw dołączenia do Project Hope, ostatecznie stwierdzając, że przyłączenie się do grupki ludzi i pojedynczych wampirów jest zwyczajnie mniej męczące. A może nadarzy się okazja, by dowiedzieć się też co nieco o incydencie sprzed pięciu miesięcy? Niebieskie tęczówki spojrzały na Dimitrija z góry, błyskając stalową powagą. Po krótkim namyśle wampir pochylił się lekko w stronę chłopca, przybliżając swoje usta do jego ucha, po czym łagodnym, ściszonym głosem posiedział. - Zgoda, pójdę z tobą. 
   Rudowłosy musiał jednak szybko się odsunąć, gdyż Dimitrij niemal podskoczył z radości, uśmiechając się szeroko w sposób, który rozczulił Nakaharę. Nie spodobało się to wyższemu, więc tylko naburmuszony odwrócił głowę w przeciwną stronę, nie chcąc patrzeć na uroczą uradowaną twarzyczkę. Chuuya nie chciał poczuć się odpowiedzialny za tego chłopca, bo doskonale zdawał sobie sprawę z czym to się wiązało, a bardzo nie chciał do tego wracać. To jednak nie powstrzymało młodego Todorovskiego przed złapaniem chudego nadgarstka i pociągnięcia w tylko jemu znaną stronę. Nakahara zdążył jedynie przytrzymać drugą dłonią kapelusz, by ten nie odfrunął w siną dal. Zbyt wiele bólu i rozpaczy, by go to kosztowało. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz