Upał nie był tym, co Ava lubiła najbardziej. Szczerze mówiąc był tym, co znajdowało się na jej liście rzeczy znienawidzonych i bardzo znienawidzonych, ale nikogo kontrolującego pogodę nie obchodziły najwyraźniej preferencje różowowłosej panienki. Łatwo się domyślić, że w związku z tym nie była w najlepszym humorze, a jej cykl snu pozostawiał wiele do życzenia. Potwornie rozdrażniona kładła się spać przed południem i równie wściekła budziła się wieczorem, aby ponarzekać na niesprawiedliwość świata i wykorzystać pozostały jej czas doby. Nie, żeby była specjalnie wypoczęta. Nawet kiedy starała się wypocząć była co chwila budzona przez wyjątkowo wrednego człowieka, którego ostatnio udało jej się złowić. Chłopak aż prosił się o pozbawienie głowy zamiast ręki i choć Avuś najchętniej dałaby sobie z nim spokój, to krew nie rośnie przecież na drzewach. Chcąc zdobyć kolejnego żywiciela musiałaby wyjść na zewnątrz w ten skwar, w samym środku dnia… Porywanie ludzi nie było proste i szybkie, zdążyłaby się upiec na tym słońcu! Wobec tego męczyła się z tym debilem. I kropka, zrobi z nim coś jak miną największe upały… Na razie wolała uwalniać się od niego wieczorami, kiedy wybywała ze swojego miejsca zamieszkania.
Tak było też tym razem. Noc spędziła poza kryjówką, na jakimś placu, ćwicząc swoją echolokację. Wyniki tego treningu nadal nie były zadowalające. Fakt, od kilku tygodni postęp był wyraźnie widoczny, ale wciąż zbyt mały, żeby mogła stwierdzić coś więcej, niż obecność słupa na środku przejścia, lub odległość od budynków czy ścian. Coraz bardziej podziwiała nietoperze. Swoją drogą, te stworzonka mocno ją przypominały - choćby nocnym cyklem życia, który w większości prowadziły. Panna Fialová odczuwała do tych istotek swego rodzaju sympatię. Nie byłaby zawiedziona, gdyby jako wampir posiadała umiejętność przemiany w jedno z takich zwierzątek, tak, jak ludzie często myśleli, że wampiry umieją. Choć szczerze mówiąc, nie potrafiła pojąć, skąd w głowach dwunożnych krewnych małp wziął się tak niedorzeczny pomysł.
Dzisiejszy poranek był na szczęście całkiem chłodny. Znienawidzona tak przez wampirzycę pogoda postanowiła wreszcie współpracować i słońce przykryły chmury, co oznaczało, że mogła zostać na zewnątrz przez trochę dłuższy czas. Oczywiście, że postanowiła z tego skorzystać - spędzanie więcej czasu niż musiała z tym idiotą, będącym jej posiłkiem, doprowadziłoby ją do ostatecznego utracenia rozumu. I tak było z nią wystarczająco źle, nie musiała jeszcze się torturować.
Do kryjówki postanowiła wrócić dopiero przed południem, kiedy ciepło zaczęło dawać się we znaki, a jej samopoczucie mocno się osłabiło. Znowu rozdrażniona przemierzała ulice zniszczonego miasta, przeklinając pod nosem warunki pogodowe. Budynek, który aktualnie zamieszkiwała, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był to utrzymany w niezłym stanie mały bliźniak, w którym wampirzyca pozbyła się środkowej ściany, aby uczynić go większym i zapewnić sobie możliwość ewakuacji drugim wejściem. Człowiek przebywał w łazience, zamknięty na klucz. Cóż, nie było tam okien, a drzwi były całkiem solidne, nie istniała więc zbyt duża możliwość ucieczki ofiary… Co nie zmienia faktu, że wrzaski i walenie w drzwi regularnie przerywały jej sen. Ten człowiek był wyjątkowo wkurzający. I głupi. Bardzo głupi. Już pominąwszy pytania w stylu “Co zamierzasz ze mną zrobić?”, czy głośne zapewnienia w stylu, że to co Ava robi, jest nielegalne. Po prostu debil… Najzwyklejszy debil.
Rozmyślając nad tymi sprawami dotarła do domu. I kiedy już miała wejść do środka, zauważyła przez okno jakiś ruch. Ktoś przebywał w jej kryjówce i nie był to porwany przez nią idiota. Jej ciśnienie podniosło się nieco. Ktoś tak po prostu wlazł do jej domu! Mógł to być przypadkowy przechodzień lub ktoś, kto usłyszał wrzaski człowieka i postanowił to sprawdzić. Lub ktoś, kto specjalnie jej szukał. W normalnym przypadku, słowianka zapewne ewakuowała by się z okolicy i znalazła nową kryjówkę, jak wiele razy wcześniej. Ale tym razem nie miała na to najmniejszej ochoty. Była wściekła, niewyspana i gotowa spędzić kolejne godziny w towarzystwie najbardziej denerwującej osoby na świecie. A KTOŚ TAK PO PROSTU WSZEDŁ DO JEJ DOMU? O no no, nie ma mowy! Wyszarpnęła siekierę zza paska i wsunęła się do środka uważając, aby drzwi nie zaskrzypiały. Minęła przedpokój i bezszelestnie skierowała się do salonu, gdzie wcześniej zauważyła ruch. Faktycznie, w środku ktoś był. Spojrzała na postać spode łba.
- Rodzice nie nauczyli, żeby nie wtykać nosa w sprawy obcych? - mruknęła ze złością, wbijając wzrok różnokolorowych oczu w postać, która nagle wydała jej się dziwnie znajoma...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz