27 lip 2018

Od Dimitrija CD Chuuyi "Pomarańcze mogą zranić"


- Co ? Już? - Spojrzałem na niego mało zadowolony. Ojciec potrafił czasem wszystko zniszczyć...choćby nawet nie świadomie, choć zapewne wiedział o tym. Brawa dla niego. - Jest jeszcze jasno, mamy spokój... tamci mogą jeszcze chyba poczekać. W końcu tatko jest dobry w zdobywaniu czasu. 
- Dzieciaku ... obowiązki to obowiązki. Skoro wzywają to trzeba iść - Chuuya wydawał się być nie przekonany i spojrzał w stronę powoli zachodzącego słońca za ruinami miasta. W sumie... jak dla mnie były to normalne budynki, choć opuszczone i nieco sponiewierane. Brak okien, dachów, czy szczątki ścian na drogach...dla mnie to nic nowego. Wojna zniszczyła to, czego nie zdążyłem zobaczyć, dlatego chciałem jak najszybciej zakończyć to. Ta bezsensowna walka nie wiodła w końcu do niczego, a przyszłe pokolenia powinny zobaczyć przyszłość w lepszym świetle... przyszłość w której wampiry i ludzie znów dojdą do porozumienia. 
- Przypomnij mi... - Odezwałem się po dłuższej chwili milczenia , gdy wpatrywałem się w miasto - Dlaczego ta wojna wybuchła? - Pytanie wydawało się bezsensowne...w końcu dobrze znałem na nie odpowiedź. Nakahara był również tego świadomy. 
- Wampiry podejrzewały ludzi, że chcą ich otruć poprzez zażywanie jodu, by uniknąć skutków promienia z Czarnobyla. - Mimo to odpowiedział na moje pytanie niepewnie...jakby podejrzewał, że coś kombinuje. Pf... jak zwykle. 
- Też uważasz, że ludzie ich truli? W sensie świadomie... Jakby wiedzieli, że wtedy krew nie nadaje się do spożycia - Spojrzałem na niego spokojnie oczekując szczerej odpowiedzi. 
- Nie sądzę - Pokręcił spokojnie głową, przymykając na moment powieki. - Wtedy jeszcze nie prowadzono tak szczegółowych badań nad wampirami. Po prostu były i trzeba było ich karmić. To wszystko. Mogli podejrzewać, że krew z jodem będzie... Niesmaczna? Albo będzie miała inny wpływ na wampiry? Ale to były spekulacje... Nic poza tym..
- Jednak truła.... coś jak cyjanek potasu na ludzi. - Zaśmiałem się cicho, choć raczej nie powinienem. Przez ten związek, jak i jod zginęła cała masa istnień podczas wojny. Pokręciłem szybko głową przybierając ponownie delikatny uśmiech, jakby ten temat nie miał miejsca w naszej rozmowie. - Chodź Chuu ... możemy jeszcze zajść w parę miejsc. 
- Czy ty wcześniej słuchałeś co się do ciebie mówi? Twój ojciec chce bym wrócił ... 
- Jakoś mu to wytłumaczę - Machnąłem od niechcenia ręką. - Z resztą... poradzi sobie. Zawsze sobie radził. Nawet jak ciebie nie było w pobliżu, a teraz korzysta z twojego dobrego serca, byś mu pomagał w papierkach. Więc spędź choć ten jeden dzień ze mną Chuu... proszę. - Spojrzałem na niego błagalnie splatając palce obu dłoni przy swoim podbródku. Widocznie zadziałało to na rudowłosego, gdyż westchnął jedynie zrezygnowany i pokręcił głową. Czując zwycięstwo zabrałem się za zbierania koca oraz koszyka piknikowego. Fakt, że będzie nam nieco ciążyć, lecz cóż poradzić.... należy korzystać z tej nielicznej okazji, gdy na legalu mogliśmy opuścić teren placówki. 
- To gdzie chcesz iść? - Zapytał, gdy już wszystko było ładnie poskładane. Próbował mi nawet odebrać koszyczek, bym go nie dźwigał, lecz nie dałem mu go.  W końcu słaby nie jestem. 
- Gdziekolwiek - Stanąłem dumne na krawędzi zbocza pozwalając, by wiatr rozwiał moje włosy - Miasto jest w końcu duże, nie? Fakt, że puste, ale zakładam, że wciąż będzie można znaleźć tu coś ciekawego. Na przykład.... - Przechyliłem głowę na bok przypominając sobie mapę , którą kiedyś znałem dosłownie na pamięć - Matero? Właśnie... wszyscy się boją iść do metra... może zobaczymy czemu? 
- Może dlatego, że grożą zawaleniem, mogą być tam zwierzęta i wygłodniałe wampiry? - Chuuya Uniósł jedną brew, jakby to była oczywista odpowiedź...i w sumie była... ale czy ja się tym przejmowałem? Nie... ryzyko jest teraz nieodłączną częścią życia, więc trzeba było próbować, póki się to życie miało. 
- Udajmy, że nie było tej odpowiedzi - Uśmiechnąłem się niewinnie przez ramię po czym zacząłem schodzić ze zbocza....wróć... to było bardziej zjeżdżanie na biednych butach uważając, by nie wywalić się o jakiś wystający kamień, czy zagłębienie. Nie miałem zamiaru ubrudzić swojego munduru do tego stanu w jakim był teraz płaszcz mojego znajomego. Pewnie mi nie daruje tego i będzie kazał mi to własnoręcznie prać... już to widzę. - No chodź! - Krzyknąłem zdając sobie sprawę, że Japończyk nadal stoi na górze i patrzy gdzieś w dal. Bał się? No naprawdę? Przecież ja miałem broń, a on .... wszystko inne. Pewnie zda sobie sprawę, gdy będzie coś nam grozić. Byłem pewien swoich umiejętności i tego, że razem jesteśmy zgraną parą. Na lepszego partnera raczej nie mogłem trafić, gdyż po prostu za dobrze się już znaliśmy... w końcu 4 lata na parne nie poszły. Rozumieliśmy się nawet czasami bez słów....albo dostrzegaliśmy w wypowiedziach ukryte drugie dno, czego inni nie widzieli. Niby głupia umiejętność, lecz przydatna...nawet jak większość czasu się ze sobą droczyliśmy. 
Gdy rudzielec łaskawie zszedł na dół do mnie bez zbędnych słów ruszyłem w stronę najbliżej mi znanego zejścia do metra. Już na karku czułem dreszczyk , co zdecydowanie mi się podobało. Szkoda, że ktoś nie podzielał mojego entuzjazmu... a przynajmniej widziałem to w jego oczach, które skierowane były na budynki dookoła nas. Coś w nich było niepokojącego? 

- Chuu? - Spojrzałem na niego , lecz nie słysząc żadnej odpowiedzi... wróć.... nawet nie raczył spojrzeć w moją stronę. Napuszyłem policzki powtarzając imię chłopaka. - Chuuya nooo - Jęknąłem ostatecznie dźgając go w żebra. Dopiero wtedy zamrugał zdezorientowany i spojrzał na mnie nie wiedząc o co chodzi. - No w końcu.... nie ignoruj mnie. Coś nie tak? Patrzysz jakoś nieobecnie na wszystkie budynki... 

< Chuu? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz