6 lip 2018

Od Shinyi Do Ayato "Sztuka opanowania"

"Mamy problem z pewnym wampirem. Przydałaby się pomoc. Przybądźcie jak najszybciej. NATYCHMIAST."
   Odręczny napis na kartce wyraźnie wręcz błagał o pomoc, niemalże na kolanach, dlatego Hiigari nie potrafił odmówić, kiedy starszy Todorovskij zapytał go, czy zechciałby się tym zająć. Część miasta, w której grasował owy wampir była mocno wysunięta na zachód, a białowłosy znał bardzo dobrze, poszczególnych ludzi stamtąd nawet jeszcze lepiej. W dodatku mu ufali, a zaufanie do niego wzięło się stąd, że gdy jeszcze zamieszki w tej części kraju były na porządku dziennym, to właśnie oddział Shinyi ich bronił. W czasie, gdy mężczyzna czytał dostarczoną przez informatora kartkę, ognisko zamieszek znajdowało się znacznie wyżej na północy kraju. Swego czasu zastanawiał się, dlaczego oni tak wędrują, niszcząc na nowo coraz większe połacie terenu. Pytał nawet o to kilka osób, jednak nikt nie potrafił mu na to odpowiedzieć, nawet ci, którzy swego czasu walczyli w tamtych szeregach.
   Tak więc wampir zebrał trójkę strzelców ze swojego oddziału, na których przypadało dwóch wampirów oraz jedna dziewczyna. Zabieranie człowieka na taką misję może nie należało do najmądrzejszych pomysłów, ale Shinya nie mógł odmówić zabrania jej ze sobą, szczególnie zwracając uwagę na jej umiejętności, do których trzeba było zaliczyć wyśmienite oko do ruchomych celów. A jej łuk ze srebrnymi strzałami był tylko kolejnym atutem.
   Mężczyzna doskonale pamiętał początki tej różowowłosej, wtedy jeszcze w kimonie, niewielkiej dziewczyny. Ledwo sięgała mu do ramienia, a w swoich szeregach miał wtedy tylko wampiry, dlatego tym bardziej obawiał się, czy niewielka istotka odnajdzie się między nimi. Ale Meghan zaskoczyła nie tylko jego, ale i cały Projekt. Hiigari nigdy by nie pomyślał, że dziewczyna tak dobrze odnajdzie się w bandzie krwiopijców. Dzięki niej zmienili postrzeganie ludzi i przygarnęli do siebie także innych chętnych. 
   Wyruszyli więc we czwórkę, uzbrojeni w mapę z wytyczoną trasą, swoje bronie i ciekawość oraz determinację. Droga na szczęście, choć była długa i nieco męcząca ze względu na grzejące słońce, minęła w całkowitym spokoju i ciszy, bo nikt nie chciał niepotrzebnie tracić energii na zbędne konwersacje. Ta część Murom była nieco mniej zniszczona niż pozostałe, a przynajmniej na taką wyglądała, bo ludzie zdecydowali się spróbować odbudować tu niektóre budynki. W ten sposób powstały dwie spore budowle, przypominające bardziej domek z kart, z tą różnicą, że zamiast kart użyli wszystkiego co tylko mieli pod ręką. Ale stabilność obu budowli była taka sama. Todorovskij nie raz próbował przekonać tych ludzi, by poszli z zaprzyjaźnionymi oddziałami wojska w stronę Moskwy, bo to własnie tam zostały utworzone strefy bezpieczeństwa dla cywili. Ale oni byli zbyt uparci, zbyt przywiązani do ziemi rodzinnej i żadnymi sposobami nie dawali się przekonać ani nawet przekupić. 
   Przed budynkiem spotkali znajomego strażnika na warcie, który zaprowadził ich do środka. Gdy tylko białowłosy przekroczył próg budynku w jego kierunku z piskiem radości puściła się mała brunetka. Rzuciła mu się na szyję, tuląc mocno z radością, że ponownie może go zobaczyć. Shinya przytulił ją do siebie z łagodnym uśmiechem. Właśnie dla takich chwil postanowił walczyć. Odstawił ją po chwili na ziemię i szybko zapoznał się z zaistniałą sytuacją. 
 - Nie wiemy kto to jest. Nie jesteśmy nawet do końca pewni jak on wygląda, bo zwykle nie zniża się do naszego poziomu. Skacze tylko po dachach, strasząc kobiety i dzieci, drażniąc nas, a kiedy zaczynamy do niego strzelać ucieka i każe się gonić. - Zirytowany mężczyzna z siwiejącą już brodą wymachiwał ręką, kiedy informował nowo przybyłych o pojawiającym się od kilku dni żartownisiu. - Nikt z nas nie może oddalać się za bardzo od tego miejsca, bo narazilibyśmy tych ludzi. Nie po to tu z nimi zostaliśmy. Przysięgam, że jeśli go złapiecie, to osobiście go rozstrzelam. 
   Po chwili zostawił ich samych, bo między dziećmi nawiązała się jakaś kłótnia i kobiety nie mogły sobie z tym poradzić. Generał popatrzył po swoich ludziach, przygryzając wargę w zamyśleniu. Jedno było dla nich oczywiste, starszego żołnierza nie można było dopuścić do żartownisia, jeśli go złapią. Zapewne podobnie z resztą przebywających tutaj ludzi. Zresztą kto nie byłby na niego wściekły, gdyby od kilku dni był nękany w ten sposób? 
 - W takim razie róbcie to co zawsze. My będziemy monitorować teren z pobliskich dachów. - Wydał polecenie brodaczowi, kiedy ten do nich wrócił, po czym zwrócił się do swoich ludzi. - Poszukajcie możliwie najwyższych punktów w okolicy, tylko żeby nie było was widać. Nie chcemy go zabić, tylko unieruchomić, więc zakaz celowania w głowę, zrozumiano?
   Szybkie potwierdzenie i cała czwórka rozeszła się w wyznaczone strony. Wampir zajął leżące miejsce na dachu sąsiedniego budynku. Nieco obawiał się, że strop może się zawalić pod jego ciężarem, dlatego starał się poruszać możliwie najwolniej. Umieścił lufę swojej snajperki we wcięciu w murku i rozejrzał się przez celownik, sprawdzając pozycje pozostałych. 
 Wszyscy są na miejscach, co teraz? Głos Spencera rozbrzmiał w jego głowie. W czasach, gdy brakowało sprzętu do komunikacji, członek z umiejętnościami telepatycznymi był naprawdę przydatny.
 Czekamy... Odparł tylko, biorąc głębszy wdech. 

~~~*~~~

   No i czekali. Ponad cztery godziny, w czasie których Spencer niemal zanudził się na śmierć, a Gavin umarł z głodu. Musieli także mocno zirytować Meghan, bo w pewnym momencie do białowłosego dotarła skarga, że kobieta grozi pozostałej dwójce. Sam był nieco głody, a dokładniej mówiąc miał ogromną ochotę na ukochany chlebek, ale w tym tygodniu był już u Yagena, więc musiał poczekać na tą niewielką przyjemność, która jak zwykle kończy się bólem. Mężczyzna liczył, że w końcu, któregoś pięknego razu jego organizm zareaguje na to piękne ludzkie jedzenie w inny sposób. Że jakiś cudem przyzwyczai się do niego. Wiedział, że szanse są marne, ale... Czego nie robi się z miłości?
   W którymś momencie, kiedy słońce zaczynało już chylić się ku zachodowi, w dole, między alejkami usłyszeli krzyki żołnierzy, a chwilę potem postać skaczącą po ruinach pobliskich budynków. Reakcja oddziału była natychmiastowa. Srebrna strzała pomknęła w kierunku wampira, przebijając jego ramię na wylot. Obiekt zachwiał się na pozostałościach jednego z budynków, po czym runął w dół między ruiny, zapewne łamiąc kilka kości. Hiiragi natychmiast się podniósł, przerzucając broń przez ramię i zeskoczył z dachu, nie dbając już o to, czy zawali się pod nim czy nie.
 - Zatrzymajcie ich! - Zawołał do swoich, widząc jak wściekli żołnierze biegną w stronę zestrzelonego wampira. Sam pognał w tamto miejsce, odnajdując żartownisia bez większych przeszkód. Leżał rozwalony na stercie gruzów z krwawiącym ramieniem, z którego wystawała strzała. Dla pewności białowłosy wycelował lufę w drugiego, gdyby ten zechciał skoczyć mu do gardła. Wolał jednak uniknąć takiego scenariusza i mieć wszystko pod kontrolą, dlatego przyłożył palec do spustu, pozostając w pełnej gotowości. 
   Przyjrzał mu się uważnie. Czy tylko mu się wydawało, czy naprawdę już gdzieś spotkał tą śmieszną czuprynę? Zmrużył lekko powieki, szturchając wampira końcem lufy. Czerwono-brązowowłosy drgnął gwałtownie, unosząc powieki w górę i ukazując światłu dziennemu charakterystyczne oczy. Więc jednak... Shinya miał już kiedyś okazję spotkać się z tym wampirem. W podobnych okolicznościach zresztą. 
   Zerknął w stronę głównej drogi, skąd dobiegały go głośne krzyki. Domyślił się, że ludzie nie dali się tak łatwo zatrzymać, dlatego musiał gdzieś ukryć się z zielonookim. Nie po to ratował go dwa lata temu, żeby teraz zginął z ręki wściekłych ludzi z własnej głupoty, do jasnej cholery. Jakimś cudem udało mu się wziąć mężczyznę na ramiona i zawlec do pobliskiego budynku i ukryć pod schodami. Zielonooki musiał naprawdę mocno oberwać, skoro nie stawiał nawet najmniejszego oporu. Teraz tylko poczekać, aż tamci się stąd zabiorą i wyciągnąć strzałę z jego ramienia. I może opatrzyć tą ranę... Tylko czym?

<Ayato? No więc, tu Cię zostawiam. Powodzenia xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz