6 lip 2018

Od Chuuyi CD Dimitrija "Pomarańcze mogą zranić"


   Och, naprawdę, Dimitrij?! W umyśle rudzielca pojawiła się silna chęć zamordowania przyjaciela za znieważenie jego ukochanego płaszcza. Nie wspominając o wydaniu na pastwę tego... Dzieciaka-koali, który ilekroć widział Nakaharę kleił się do niego jak tylko mógł. Doprawdy irytujące było z niego stworzenie. 
 - Będziesz czyścił mi płaszcz, ty pożeraczu hurtowych ilości pomarańczy!!! - Wydarł się na całe gardło, gdy tylko świat przestał mu wirować przed oczami. W pierwszej chwili nawet nie zwrócił większej uwagi na wtulonego w niego białowłosego, dopiero kiedy chciał się podnieść, ale coś mu przeszkodziło, przypomniał sobie o obecności informatora. Z głośnym warknięciem zrzucił z siebie zawiedzionego chłopaka i podniósł się, otrzepując ciuchy. Oj, będzie prał to wszystko ręcznie pod czujnym okiem Chuu. Nie daruje tego blondynowi tak łatwo, nawet jeśli to dzień jego urodzin. 
   I jeszcze jak na złość zgubił swój kapelusz i nigdzie w zasięgu wzroku go nie widział. Z drugiej strony, kiedy spadał za pierwszym razem z Todorovskim i za drugim z Calebem trawa przykryła ich całkowicie. I zafarbowała mu płaszcz. Zgrzytnął zębami, wdrapując się powoli pod górę, rozglądając się przy okazji za swoją zgubą. Informator oczywiście człapał za nim. Chłopak w goglach również poszukiwał kapelusza z tą różnicą, że on go wypatrzył pośród zielonej trawy i dosłownie zanurkował w nią, by odzyskać czarny materiał. 
   Zirytowany wampir odebrał swoją własność z rąk uradowanego, który najwyraźniej oczekiwał jakichś podziękowań. Ale jeśli tak, to za mało znał wkurzonego Chuuyę, bo tylko warknął coś pod nosem, że ma się do niego nie przytulać i ruszył dalej pod górę. Oczywiście jego adorator nie za wiele sobie z tego zrobił, zresztą tak samo jak z poprzednich tysięcy razy, kiedy rudzielec powtarzał mu te same słowa. Nie skutkowały nawet groźby, a tego też próbował. Chłopak był nie do zdarcia. 
   Dopiero kiedy stanął obok rozłożonego koca, na którym blondyn delektował się swoim ukochanym ciastem, będąc niemal w siódmym niebie, zorientował się, że coś w tej sytuacji jest nie tak. 
 - Caleb, co ty właściwie tutaj robisz? Zwiałeś z placówki? - Zmrużył lekko powieki, lustrując informatora uważnym spojrzeniem. Nawet Dimitrij oderwał się na moment od swojego skarbu, by przysłuchać się odpowiedzi. 
 - Ivan prosił, żebyś się pośpieszył. Wie, że dał ci dzień wolny na spędzenie do z jego synem, ale jesteś mu pilnie potrzebny. Jakieś papiery z Moskwy przyszły i musisz się nimi zająć. - Odparł, kręcąc głową, a kiedy skończył posłał współczujące spojrzenie jeszcze bardziej zirytowanemu wampirowi. Teraz właściwie był wkurwiony. Czy ci ludzie z wielkiego miasta nie mogli poczekać kilka godzin? Naprawdę liczył, że będzie mógł poświęcić ten dzień solenizantowi. Przetarł jedynie twarz dłonią, wzdychając ciężko. Tutaj jego złość się nie przyda ani trochę. 
 - Przekaż mu, że będę za godzinę lub dwie. Tyle te dupki z Moskwy chyba mogą poczekać. - Drugie zdanie wypowiedział raczej do siebie ściszonym głosem, chociaż i białowłosy, i blondyn to słyszeli. Ten pierwszy skinął głową, po czym pomachał im na pożegnanie i zbiegł ze zbocza. Nakahara przyglądał się temu, zaciekawiony czy chłopak zdoła utrzymać równowagę, czy jednak zaliczy bliskie spotkanie z ziemią. O dziwo nawet się nie potknął, dlatego niezbyt zadowolony wrócił do poświęcania uwagi nowemu współlokatorowi, który pożarł już ponad połowę ciasta. Tak długo zajęło mu wdrapanie się tu czy to Di miał takie szybkie tempo zjadania swoich pyszności w obawie, że zrobi to za niego ktoś inny?

~~~*~~~

   Wybranie tego miejsca było naprawdę dobrym pomysłem, co uświadomił sobie dopiero gdy dane mu było spędzić ponad godzinę na niezobowiązujących rozmowach z młodym Todorovskim, podziwiając przy okazji miły dla oka widok i wygrzewając się w promieniach słońca. Szkoda tylko, że zbliżał się czas, kiedy musiał się zbierać. W końcu kazał przekazać przywódcy, że będzie o mniej więcej określonej porze i choć bardzo nie chciał, to posada doradcy zobowiązywała. Chociaż czasem czuł się raczej jak sekretarka Ivana, na którą ten zrzucał, na szczęście tylko część papierowej roboty. 
   Zadowolony blondyn leżał na kocu tuż obok Chuuyi z rękami podłożonymi pod głowę. Uśmiechał się lekko, co rudzielec zauważył z ulgą. Czyli niespodzianka mu się podobała. Oczywiście mógł to stwierdzić już po samej początkowej reakcji młodszego, ale wolał widzieć jego zadowolenie na koniec. 
   Również uśmiechnął się lekko, podpierając rękoma za plecami. Właściwie gdyby nie panorama zniszczonego miasta przed nimi można by pomyśleć, że wszystko wróciło do normy. Że wcale nie ma już żadnej wojny, że nie trzeba się mieć cały czas na baczności, pamiętać, że w każdej chwili możesz zostać zaatakowany, że w każdej chwili ktoś gdzieś ginie postrzelony, przestrzelony lub zagryziony. Ta chwila spokoju i względnej beztroski była naprawdę potrzebna im obojgu. A bardziej chyba nawet Dimitrijowi, w końcu Chuu zaznał życia bez wojny. Nie za wiele, ale jednak, czyż nie? 
   Na myśl o tym nieco posmutniał i spojrzał w bok na Rosjanina. Wyglądał jakby spał i śnił o czymś naprawdę przyjemnym, a to przez ten delikatny jak płatek śniegu uśmiech, w który układały się jego wargi. Przez te cztery lata Nakahara nauczył się już zauważać takie drobne, ledwo widoczne szczegóły. 
   Pochylił się nieco w jego stronę, przykładając ostrożnie dłoń do jego policzka i przeciągając bardzo delikatnie opuszkiem kciuka po jego wargach. Blade powieki uniosły się niemal natychmiast, pozwalając turkusowym tęczówkom wbić się w postać wampira ze zdziwieniem i lekkim zmieszaniem. Rudzielec odrobinę się wystraszył tak nagłą, a jednak zupełnie spokojną reakcją, więc wycofał się dość szybko, zachowując przy tym zupełny spokój. 
 - Miałeś resztki ciasta na ustach. - Wzruszył ramionami, jakby to była jedna z najbardziej oczywistych rzeczy na świecie. Blondyn podniósł się do siadu, wycierając w panice wierzchem dłoni usta. Starszy zaśmiał się cicho, klepiąc go po ramieniu. - Podnoś się, muszę wracać, a samego cię tu nie zostawię. - Podniósł się na równe nogi i przeciągnął, prostując zastałe kości. - A taaaaaak mi się nie chceee.... - Jęknął żałośnie, spoglądając prosto w niebo.

Dimitrij? Ciut krócej tym razem? Nie? No cóż, próbowałam ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz