1 lip 2018

Od Felicjana do Annmarie ,,Fioletowy parasol''

 Podsunąłem się nieco w prawo unikając cienia rzucanego przez daszek, który wpadał na kartkę szkicownika. Warunki do rysowania nie były tu najlepsze zważając też na zimny murek przed swoim mieszkaniem, na którym przysiadłem, ale widoki były godne poświęcenia. Zadbane budynki i rozległe chodniki, a gdzieniegdzie nawet zasadzone drzewa czy krzewy. Nad tym wszystkim latały przeróżne, lecz nieliczne ptaki, które narysować niestety było trudno. Na swoim rysunku zdążyłem już zawrzeć wszelką widoczną roślinność i ścieżki, a na nich naszkicowałem nawet jednego przechodnia, który i tak mało zainteresował się moją obecnością. Ceglany mur nie był zbyt wygodny, ale usiłowałem na nim jeszcze trochę wytrzymać. Lepsze to już od siedzenia w zamkniętym, dusznym pomieszczeniu. Aby poprawić nieco warunki pracy oparłem głowę o słup obok i podwinąłem jedną nogę, drugą zaś pozostawiając swobodnie zwisającą. Kontynuując swój szkic wykonywałem ręką delikatne ruchy starając się uchwycić wszystko prawie identycznie, aby móc później obserwować rysunek i czuć się, jakbym faktycznie tu był. Często tak robię, gdy pogoda nie dopisuje i nie mam możliwości wyjść na zewnątrz. Jak na złość w kilka minut na niebie wpłynęły bure chmury, które nie mogły zwiastować niczego dobrego. Na mojej twarzy pojawił się grymas, gdy na kartkę szkicownika spadły dwie pierwsze krople. Następnym nie pozwoliłem zniszczyć swojego dzieła zamykając z trzaskiem zeszyt. Rozgoryczony zsunąłem się z murka chowając swoje przybory pod kurtkę aby deszcz jeszcze bardziej ich nie zmoczył. Wyglądało na to, że wszystko jest dzisiaj przeciwko mnie i nie spędzę tego dnia jak zaplanowałem, czyli właściwie tylko siedząc i coś bazgrząc. Otworzyłem mieszkanie i wszedłem do środka, aby zostawić w środku posiadane rzeczy i wtedy właśnie doszedłem do wniosku, że gorsza pogoda mnie przed niczym nie powstrzyma. Przecież rześki, chłodny deszcz to równie dobre warunki na popołudniowy spacer. Szczelniej owinąłem się kurtką i ponownie wyszedłem ze swoich czterech ścian. Podszedłem bliżej, ale nadal stojąc pod daszkiem oceniłem sytuację. Krople deszczu spadały bardzo szybko i obficie, przez co doskonale można było nazwać to ulewą. Po chwili rozmyśleń jedynie wzruszyłem ramionami i postawiłem krok przed siebie. W ciągu kilku sekund byłem już cały przemoczony czując się jakbym wszedł pod prysznic, ale nawet mnie to nie zniechęciło. Odrzuciłem wilgotne włosy w tył, aby nie zasłaniały mi widoku i ruszyłem przed siebie. Skrzyżowałem ręce na piersi otulając się nimi dla otuchy i przybrałem przypadkowy kierunek. Przemierzałem te same ścieżki, które znalazły się na moim rysunku i stwierdziłem, że źle naszkicowałem wzór cegiełek. Następnym razem muszę zwrócić na to uwagę, ażeby obrazek był dokładniejszy. Obserwując tak przyzwoitą roślinność pod stopami doszedłem do niewielkiego parku. Stojąca niedaleko morka ławka zachęciła mnie do chwili spoczynku. Usiadłem na niej zakładając nogę na nogę czując jak moje spodnie nasiąkają wodą, jakby wcześniej już wystarczająco tego nie zrobiły. Zmarszczyłem brwi w irytacji, ale nadal silnie starałem się myśleć pozytywnie. Te pochmurne niebo i ulewa nie pozwalały mi nawet cieszyć się obecnością na świeżym powietrzu. Trzeba przyznać, że przykra pogoda jednak niesamowicie psuje moje dobre samopoczucie. Wsłuchałem się w odgłosy kropli wody odbijających się od drewnianej ławki, gdy moją uwagę przykuła smukła sylwetka poruszająca się szybko w niewiadomą stronę. Jak się potem okazało - dziewczyna, miała nad głową fioletowy parasol, którego posiadania bardzo jej zazdrościłem. Po tempie jej chodu można było wywnioskować, że albo się gdzieś śpieszy, albo podobnie jak ja nienawidzi deszczu. Gdy nagle się zatrzymała i zerknęła w moją stronę, zaczął zazdrościć jej również suchych i dobrze ułożonych włosów. Przeczesałem własne, mokre i przechyliłem lekko głowę na bok widząc jak na twarz nieznajomej wpływa uśmiech. Niedługo po tym zaczęła zbliżać się w moją stronę, na co moja mina nieco zrzedła. 
- To chyba nieodpowiednia pogoda na spacery po parku, nie uważasz? - rzuciła przyjemnym głosem kręcąc spokojnie parasolką.
- Tak, faktycznie - pokiwałem głową niezręcznie się czując podczas używania własnego języka, tak rzadko to robię.
- Mogłeś zainwestować przynajmniej w parasol - wskazała głową na przyrząd trzymany w ręku. 
- Ja nie mam parasola... - wzruszyłem ramionami stwierdzając tak żenujący fakt.
- Nie szkodzi. Pod moim jest wystarczająco dużo miejsca - uśmiechnęła się i przysiadła się do mnie przesuwając parasolkę tak, aby chroniła również mnie.
Spojrzałem w górę szczerze zadowolony, że więcej wody już po mnie nie spłynie.
- Dziękuję. To miło z twojej strony - mruknąłem spoglądając na kwiat róży na mojej piersi, który pod ciężarem wody ledwo się jeszcze trzymał w pionie.


Annmarie? c;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz