20 cze 2018

Od Avy "Na ratunek!"

   Ostatnio większość wolnego czasu Ava spędzała na włóczeniu się po opuszczonych terenach. Zniszczone domy, coraz bardziej opanowujące okolicę lasy - to wszystko było celem jej samotnych, z pozoru bezsensownych wypraw. W końcu nic dobrego raczej nie mogło jej tam spotkać. Dzikie zwierzęta, agresywni ludzie czy wampiry… Dziewczynie chyba jednak niespecjalnie to przeszkadzało, przechadzała się po okolicy zawsze, kiedy do siedzenia w kryjówce nie zmuszała jej zbyt napięta sytuacja w pobliżu lub chcący uciec pupilek. Tak było też tym razem. Choć słońce praktycznie już zaszło, a znikającego światła było raczej mniej, niż więcej, powolnym krokiem przechadzała się po terenie oddalonym spory kawałek od jej aktualnego miejsca zamieszkania. Oczywiście wyposażona w swoją siekierę, tak na wszelki wypadek. Miejsce jej spaceru było przecież całkiem niebezpieczne. Przed wojną budowa domów była tu dopiero rozpoczynana, więc zdecydowana większość była nieukończona. Pełno było tu niestabilnych rusztowań, a zniszczone przez wilgoć i wszędzie wrastające rośliny budynki sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały się zawalić. Las zdążył już wrosnąć w ruiny sprawiając, że były one częstym miejscem odwiedzin zwierząt. Tylko tego wieczoru, różowowłosa dostrzegła kątem oka dwa grupkę wychudzonych, zdziczałych psów. Chociaż wszystkie stworzonka jak na razie trzymały się na dystans, całkiem możliwe, że po zmroku z ukrycia wyjdzie więcej lokatorów tego obszaru, a wtedy może już nie być tak spokojnie. Jej moc była bardzo przydatna w takich sytuacjach. Zwykle chwilowe użycie infradźwięków wystarczało, żeby przepłoszyć te bardziej nachalne drapieżniki. W innym przypadku w ruch szła siekiera i ewentualnie Avowe kiełki, które przecież do czegoś służyły. W końcu zwierzęca krew nie była taka zła - zawsze to drobne urozmaicenie w diecie. Królestwo stworzeń posiadających krew nie ograniczało się przecież do ludzi, płyn w żyłach i tętnicach każdego osobnika smakował inaczej. Po co się ograniczać?
   Całkiem zadowolona ze swojego spaceru krążyła między budynkami, bawiąc się siekierą. Ważyła ją w dłoni, lekko podrzucała, sprawdzała ostrość, właściwie bardziej z nudów, niż potrzeby. Zwłaszcza, że podczas takich zabaw mogła się przypadkiem pozbawić życia. W pewnym momencie jej ukochane narzędzie wyślizgnęło jej się z rąk, z cichym brzdękiem obijając się o leżący na ziemi kamień. Niezadowolona zacisnęła usta, w nieco dziecinny sposób nadymając policzki. Nieładnie. Oj, nieładnie. Westchnęła i już przykucnęła, żeby podnieść broń, kiedy do jej uszu dobiegł jakiś dźwięk. Zawahała się. Czy to był… szloch? Rozejrzała się dookoła, jednocześnie podnosząc siekierę i prostując się. Skąd to dobiegało? Dopiero teraz, kiedy nie była już skupiona na siekierze dała radę wychwycić ciche łkanie. Dochodziło chyba z góry. I faktycznie, kiedy uniosła wzrok, tylko dzięki wyostrzonym zmysłom dostrzegła sylwetkę skuloną na szczycie jednego z wyższych rusztowań. Niewielka postać, chyba jeszcze dziecko. Z takiej odległości nie widziała rysów twarzy - cóż, być może widziałaby, gdyby maluch nie siedział odwrócony do niej tyłem, wyraźnie spięty wpatrując się w coś przed sobą. Próbował opanować płacz, jednak wszelkie próby były nieskuteczne. Kiedy tylko na chwilę się uspokoił, zaraz znów zerkał przed siebie i wybuchał kolejną falą żalu. Brzmiał zupełnie, jakby się dławił. W sumie było to całkiem prawdopodobne, bo sądząc po odgłosach, z jego oczu i nosa wylewały się hektolitry płynów. Co chwilę z jego ust wydobywało się coś, co chyba było wołaniem o pomoc, ale kij wie - wszystko było zniekształcone przez płacz. Dźwięki najzwyczajniej ją irytowały. Miała ochotę olać dzieciaka i powrócić do swojej przerwanej wycieczki, ale ciekawość popchnęła ją do przodu. MUSIAŁA dowiedzieć się, czego tak bardzo lęka się ten humanoidalny stworek. Ruszyła przed siebie, wpatrując się cały czas w górę.
   Dzieciak okazał się był małą dziewczynką, na oko w wieku kilku lat. Miała jasne włosy i przerażony wyraz twarzy. Nic dziwnego, że płakała - sama w takim miejscu, kiedy robiło się już ciemno. Oczywiste, że była człowiekiem. Wampir nie miałby problemów z zejściem stamtąd, skoro już wlazł. No i raczej by nie płakał. Tak czy inaczej, kiedy przeszła te kilka kroków zauważyła prawdziwy powód dziecięcego przerażenia - niedaleko przed kilkulatką siedział ryś,przyczajony w oknie nieukończonego domu. Świdrującym wzrokiem wpatrywał się w małego człowieka, a jego ogon drgał lekko, jakby zwierzę szykowało się do ataku. Był to chyba jeden z większych osobników - na tyle duży, że spokojnie mógł pozwolić sobie na zaatakowanie małego dziecka. Cóż, kotek z całą pewnością nie wyglądał przyjaźnie, raczej nie był to materiał na domowego pupilka. Swoją drogą, Ava po raz pierwszy widziała rysia tak blisko miasta - chyba musiał być naprawdę zdesperowany. Tłumaczyło też to atakowanie człowieka… Różowowłosa cmoknęła niezadowolona i oparła dłonie na biodrach. Jeśli ten głupi zwierzak rozszarpie dziecko, nici będą z przyjemnego spaceru! Blondyneczka zacznie się drzeć, płakać jeszcze bardziej, a zapach krwi ściągnie tu wszystkich mięsożerców z okolicy, więc przez resztę nocy dziewczyna będzie musiała odpędzać się od irytujących stworzonek, usiłujących ją pożreć. Zabawne, że taka mała rzecz może tak zniszczyć czas wolny…
   W każdym razie, panna Fialová musiała pozbyć się tego kota. A dziecko… ono mogło okazać się w jakiś sposób użyteczne, choćby jako jednorazowy posiłek. Ava co prawda była zwolenniczką wielokrotnego korzystania z jednego źródła pokarmu, dziewczynka jednak była zbyt słaba, żeby zapewnić jakiemukolwiek wampirowi takie wyżywienie nawet na kilka dni. Zabicie jej byłoby zdecydowanie prostszą opcją. Mogła ją też zwyczajnie zostawić w spokoju - nie była przecież głodna, więc niech sobie maluch żyje… Do czasu. W obu przypadkach najpierw i tak musiała pozbyć się rysia.
   Odstraszenie rudzielca nie stanowiło problemu. Jak w przypadku mniejszych zwierząt zwyczajnie rozchyliła lekko usta wydała z siebie kilka okrzyków o częstotliwości zbyt wysokiej dla ludzkiego ucha. Wystarczyło włożyć w to więcej energii, niż zwykle. Zaskoczony kot natychmiast podniósł głowę, odwracając wzrok od swojej niedoszłej ofiary. Cofnął się niepewnie krok do tyłu, ale nie uciekł. Jego oczy skierowały się na wampirzycę i zmierzyły ją z niezadowoleniem. Widocznie ryś nie był zbyt szczęśliwy z faktu, że różnooka przerwała mu polowanie. Dziewczyna pogroziła mu palcem, tym właściwie bezsensownym gestem do końca odwracając jego uwagę od człowieka. Ruszyła energicznym krokiem w stronę konstrukcji, po czym mimo jej chwiejności złapała za jedną z równoległych do ziemi belek i podciągnęła się na niej w górę.  Wspinaczka od zawsze szła jej dobrze - giętkość ciała i niewielka waga były tu jej mocnymi atutami. Rusztowanie miało może ze trzy, cztery metry, dotarcie na górę nie powinno sprawić jej większych problemów. Ręka, noga, druga ręka… Belki ułożone były w równych odstępach, nie musiała się nawet za bardzo starać. Raz tylko jedna z poprzecznych części okazała się obluzowana, a pod ciężarem słowianki niebezpiecznie zatrzeszczała i runęła w dół akurat, kiedy zdążyła wdrapać się na kolejny segment. Nie, żeby kot w tym czasie spokojnie czekał. Wyskoczył z okna na platformę, wydając z siebie pomruk i powodując, że niestabilna konstrukcja zachwiała się jeszcze bardziej. Ludzka dziewczynka zaniosła się kolejną salwą płaczu i odsunęła się możliwie daleko od drapieżnika, co w sumie nie było mądrym posunięciem. Kuliła się teraz tuż przy krawędzi, a to mogło szybko prowadzić do upadku z wysokości wystarczająco dużej, aby pozbawić życia dziecko w jej wieku. Szczęście w nieszczęściu, tymczasowo ryś nie wykazywał nią większego zainteresowania. Skupił się na Avie, która akurat wdrapała się na platformę.
   Widocznie wampirzycy udało się porządnie wkurzyć koteczka, skoro zrezygnował z tak prostego łupu. Albo był po prostu cholernie głupi, co w sumie też było całkiem prawdopodobne. Futrzak napiął się, widocznie przygotowując się do skoku. Zapewne miał w planach skoczyć na niewielką wzrostem dziewczynę i powalić ją, przy okazji rozrywającej jej gardło, lub traktując pazurami. Nie przewidział chyba tylko, że po pierwsze, Ava nie była człowiekiem, po drugie, nie miała zamiaru bezczynnie czekać, aż kot postanowi ją zabić. Kiedy tylko znalazła się na miejscu błyskawicznie wyszarpnęła siekierę zza paska i skoczyła na kota, siłą rozpędu odpychając go do tyłu. Rudy co prawda był spory, ale nadal pozostawał rysiem. Mógł ważyć trochę powyżej trzydziestu kilo, najwyżej czterdzieści. Ava teoretycznie górowała nad nim siłą i wagą, nawet przy swoim drobnym ciałku. Dziewczyna i drapieżnik przetoczyli się po platformie i uderzyli w ścianę budynku. Jej ramiona owinęły się dookoła gardła futrzaka, zwinnie przesunęła się na grzbiet przeciwnika, zanim ten zdążył ją ugryźć, choć na jej brzuchu pojawiły się dość płytkie ślady pazurów. Zadrapanie szybko się zagoi, nie przejęła się więc tym zbytnio. Siekiera posłużyła jej w sumie jako narzędzie na wszelki wypadek, tymczasowo nie musiała jej używać.
   Mocniej zacisnęła ręce na szyi zwierzęcia, podduszając je i krótko krzyknęła mu prosto w ucho, tak, aby przypadkiem nie uszkodzić siedzącej blisko dziewczynki. Kotek próbował się szarpać - nieładnie! Brak tlenu i ból ucha, który pewnie wystąpił nawet mimo tego, że nie użyła pełni swojej mocy osłabiały go całkiem szybko. Szamotał się coraz słabiej. Cóż, widocznie już wcześniej był słaby. Jakby się skupić, spod sierści dało się wyczuć żebra, to tłumaczyło atak na człowieka. Po kilkunastu sekundach jego wysiłki ograniczały się do nieudolnych prób ugryzienia jej. Wtedy Ava postanowiła zakończyć jego smutny żywot - zwierzaczki nie powinny przecież cierpieć. Jedną ręką rozgarnęła futro na karku, drugą nadal dusząc zwierzę, po czym wbiła zęby w to miejsce. Czując to ryś w jakby ostatnim akcie desperacji syknął i szarpnął się, ale nic mu to nie dało - tylko powiększył ranę, która zaczęła krwawić jeszcze mocniej. Życiodajna ciecz opuszczała jego ciało w zbyt szybkim tempie, żeby dał radę opierać się dłużej, niż krótką chwilę. Oczy drapieżnika zamgliły się, a jego ciało powoli zwiotczało. Różowowłosa odsunęła się od karku trupa, wyprostowała i uwolniła ciało z uścisku. Martwy kot osunął się na ziemię. Z rany na szyi sączyła się jeszcze strużka krwi, zdecydowanie za mała, aby utrzymać cokolwiek przy życiu. Dziewczyna oblizała umazane czerwonym płynem usta. Krew rysia… Tego jeszcze nie piła. Swoją drogą, był to całkiem smaczny posiłek. Może tylko zatrzymywał głód, ale Avie to nie przeszkadzało - w końcu nie miała trudności z zapewnieniem sobie porządnego pożywienia. Zwierzęca krew stanowiła tylko swego rodzaju urozmaicenie, można wręcz powiedzieć, że deser. Ryś posiadał w swoich żyłach całkiem sporo płynu, Ava nie będzie głodna przez dłuższy czas. Nawet ze swoim apetytem powinna być w stanie poradzić sobie przez kilka dni. Teraz pozostawało tylko pytanie, co z dzieckiem? Skoro nie była głodna, zabicie jej nie miałoby żadnego celu. Po co ją ratowała, żeby teraz zabijać? Zostawienie jej tu też raczej nie wchodziło w grę - za chwilę przylezie inny ryś czy inne wsio i starania Avy pójdą na marne. Zabranie jej ze sobą? Odpada. Miała już dość problemów z wyżywieniem jednego człowieka. A ten dzieciak jeszcze ucieknie i rozpowie wszystkim, że jest niebezpieczna. Heh. Chyba jedynym sensownym pomysłem było odprowadzenie jej do rodziców. Albo przynajmniej do bezpieczniejszej części miasta, skąd sama da radę wrócić. W każdym razie, najpierw musiała zdjąć dziecko z rusztowania. Droga, którą tu wlazła odpadała - przecież nie zniesie dziecka w dół rusztowania. Zwłaszcza po tym, jak jedna z belek odpadła. Najprościej chyba będzie przejść do domu, o którego ścianę konstrukcja się opierała. Właściwie, dziewczynka chyba dostała się tu tym sposobem. Zapewne chcąc schować się przed nocą i zwierzętami weszła do budynku, skąd musiała uciekać przed rysiem… I tak skończyła tutaj, kuląc się ze strachu, prawie spadając z niestabilnej konstrukcji. W sumie, podczas szamotaniny ze zwierzęciem deski mogły nie wytrzymać. Właśnie. Dziewczynka.
Dopiero teraz wampirzyca zerknęła w jej kierunku. Blondynka nie wydawała się być ani trochę uspokojona. Wręcz przeciwnie - zasłoniła twarz dłońmi i niemal spadała z platformy, która niebezpiecznie chwiała się przy każdym jej ruchu. Czyżby maluch bał się Avy? Tss, to bez sensu! Przecież właśnie ją ocaliła. Chociaż… W sumie, panna Fialová wyglądała pewnie teraz dość groteskowo. Po brodzie ściekała jej odrobina krwi, była nią też poplamiona jej, wcześniej idealnie czysta, sukienka. Wrażenia dopełniał fakt, że była to jej własna krew. No i jeszcze nieco upiorny uśmiech, który przyozdabiał teraz twarz wampirzycy, w końcu jej kły nadal zabarwione były posoką kota. Zaśmiała się, rozbawiona przerażeniem dziecka. Ludzie byli tacy nielogiczni! To przecież nie miało sensu. Gdyby chciała ją zabić, już by to zrobiła. Wystarczyłoby nawet lekko ją popchnąć, a spadłaby z rusztowania i zrobiła sobie poważne kuku.
 -Ej, dzieciaku. - rzuciła, nadal lekko rozbawionym tonem. Człowieczek podniósł na nią oczy pełne łez. - Potrzebujesz pomocy z zejściem stąd? - Dziewczynka pokiwała powoli głową i odsunęła się od krawędzi, żeby wstać. Była tylko odrobinę niższa od wampirzycy, ale słabiej zbudowana. Prawie sama skóra i kości! Ale nie wyglądała na wychudzoną, raczej po prostu naturalnie szczupłą. Stanie na jednej nodze wyraźnie sprawiało jej trudność - czyżby coś ją zraniło? - Chodź, idziemy. - Ava bezceremonialnie złapała ją za rękę i pociągnęła do okna. Platforma zachwiała się na ten nagły ruch. Cóż, walka dziewczyny z kotem musiała mocno nadszarpnąć jej stan… Żeby nie ryzykować, złapał dziecko w pasie i doskoczyła do okna w dwóch susach, natychmiast przez nie przechodząc i stawiając małą na podłodze. Nie była taka ciężka, jak można by się spodziewać, ale Ava wolała się nie przemęczać. Kto wie, czy nie będzie potem musiała uciekać. Ruszyła przed siebie, sprawdzając tylko, czy dziecko za nią podąża. W domu było już ciemno, ale nie na tyle, żeby odnalezienie schodów sprawiło jej problemy. Gorzej było z dziewczynką - szła powoli, a każdy krok wyraźnie sprawiał jej ból. Zdarza się… - Co z twoją nogą? - zagadała, ale dziecko nie odpowiedziało. Jak woli. Przeprowadziła blondyneczkę przez dom i tę część miasta, cały czas idąc w ciszy. Mała nie widziała potrzeby kontaktu, więc Ava nie nalegała. Zatrzymały się dopiero przy części już nieco mniej zniszczonej, gdzie wampirzyca tylko pomachała swojej towarzyszce. Ta nieco nieśmiało odmachała i kulejąc poszła dalej, podczas gdy różowowłosa odwróciła się i skierowała swoje kroki w kierunku swojej aktualnej kryjówki. To był całkiem ciekawy wieczór… Nawet bez spaceru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz