14 cze 2018

Od Chuuyi CD Dimitrija "Pomarańcze mogą zranić"

Poprzednie opowiadanie

   Miasto było tak spokojne, że idąc przez nie można by zapomnieć, że na świecie od ponad trzydziestu lat toczy się nieustannie wojna między dwoma gatunkami. Oczywiście nie licząc zdemolowanego miasta, a dokładniej mówiąc jego ruin. Nieliczne budynki posiadały wszystkie piętra, inne tylko parter a najtrwalszymi ścianami, a po większości pozostały tylko sterty gruzów, które porastały roślinnością, głównie mchami. Ale im więcej mchu rosło, tym bardziej różnorodna roślinność się pojawiała i rosła spokojnie, przynajmniej do czasu, gdy nie przewinęły się tędy walczące oddziały.
   Materiał powiewał swobodnie za mężczyzną, co chwila targany silniejszymi podmuchami wiatru, które rozwiewały także blond czuprynę Rosjanina kroczącego tuż obok. Szli spokojnie, chociaż żadnej z nich nie zapominał o czujności, którą należało bezwzględnie zachowywać. Rudowłosy zapewne był nieco spokojniejszy niż młody Todorovskij, gdyż osobiście sprawdzał teren dookoła trzy razy nim zdecydował się wyciągnąć tu blondyna. Musiałby chyba porządnie upaść na głowę, żeby narażać swojego malucha w jakikolwiek sposób, a tym bardziej tak głupi i oczywisty.
   Właściwie to nieco się stresował, może bardziej obawiał. Długi czas myślał nad tym co sprezentować młodszemu na te szczególne urodziny, a im dłużej nad tym rozmyślał, tym głupsze i bardziej rozpaczliwe pomysły przychodziły mu do głowy. Wpadł nawet na pomysł połączenia dwóch kochanych przez niego rzeczy, jakimi były długie kąpiele i pomarańcze. Błyskotliwy umysł Nakahary pod wpływem alkoholu stwierdził, że idealnym pomysłem będzie kradzież wanien z kilkunastu pokoi i ustawienie ich, oczywiście przepełnionych okrąglutkimi owocami, rzędem na schodach. Finałową sceną miało być zepchnięcie jubilata ze schodów wprost w objęcia jego miłości. Na szczęście nim zdążył cokolwiek zrobić w tym kierunku, wytrzeźwiał i przypomniało mu się, że ludzkie ciało jest nieco delikatniejsze i chłopak mógłby przez przypadek skręcić kark albo, co gorsza, utonąć w pomarańczach. Potem padł pomysł o uprowadzeniu jego ojca, obwiązaniu wstążką i wpakowaniu do wielkiego pudła, bo przecież to właśnie jego najbardziej kocha, ale z tego pomysłu także zrezygnował, a potem załamał się sam nad sobą, bo kiedy to wymyślał, był zupełnie trzeźwy.
 - I naprawdę mi nie powiesz? - Zaciekawione spojrzenie turkusowych oczu padło na Nakaharę, który tylko zerknął na niego kątem oka nieco zirytowany. Mimo to uśmiechnął się i wywrócił oczami, pokazując w ten sposób młodszemu, że jego dopytywanie nic nie da i zaczyna robić się uporczywe.
 - Za dużo chciałbyś wiedzieć, maluchu. - Odparł i natychmiast obrócił się przez prawe ramię, ściągając z głowy kapelusz. Tym samym uniknął kradzieży ze strony Todorovskiego, który niezadowolony z nieudanego ataku mruknął pod nosem, pusząc policzki. Wampir zaśmiał się jak zwykle w takich momentach, bo naprawdę rozśmieszał go widok naburmuszonego blondwłosego chomiczka z wypchanymi policzkami.
 - Nie nazywaj mnie tak.
 - Zgoda... - Parsknął śmiechem, zakrywając usta wierzchem dłoni. Nie potrafił odmówić sobie droczenia się z nim, co zresztą było nieodłączną częścią ich przyjaźni. Z resztą Rosjanin także często zaczepiał kapelusznika w podobny sposób, godząc jego dumę na wszystkie możliwe sposoby, które doprowadzały Japończyka do białej gorączki. - ...rozpieszczona księżniczko. - Naprawdę nie mógł się powstrzymać.
 - Nie jestem księżniczką. Czy ja ci wyglądam na kobietę? A raczej małą dziewczynę w różowej sukience z diademem na włosach?
   Rudowłosy zmrużył powieki, odsuwając się od towarzysza na krok i przyglądnął mu się uważnie. W tym czasie na jego ustach wykwitł typowy dla takiej sytuacji złośliwy uśmieszek, którego sam widok powiedział Dimitrijowi już wystarczająco.
 - A wiesz, że gdyby się tak przyjrzeć, to nawet? Może twój ojciec chciał mieć córkę, a nie syna, co?
 - To normalne, że ojciec wolałby mieć syna... - Wyburczał pod nosem, ponownie napuszając swoje policzki. Wampir uniósł głowę, przechylając ją lekko w lewo i uśmiechnął się z satysfakcją z osiągniętego celu. Szybko jednak przybrał neutralny wyraz twarzy, nie chcąc mimo wszystko zbyt drażnić tego dnia jubilata. W końcu raz mógłby mu odpuścić z własnej dobrej, wcale nieprzymuszonej woli.
   Wzruszył ramionami, poprawiając płaszcz, który zsunął mu się nieco z ramion, po czym schował dłonie do kieszeni spodni, pocierając ukradkiem palcami okutymi w czarny materiał rękawiczek. Wkraczali na tematy, których niebieskooki starał się unikać, niemal tak jak kontaktu z bronią palną, choć z tak upartym gnojkiem u boku nie można było tego zaliczyć do łatwych wyzwań.
 - Czy ja wiem? Mój ojciec zawsze chciał mieć swoją małą księżniczkę.
 - No... Tobie bliżej do dziewczyny. Nawet teraz, gdybyś założył sukienkę, to wyglądałbyś jak mała księżniczka. - I to by było na tyle z poważnej chwili. Chuuya zareagował natychmiast, okręcając się w jego stronę z czystym mordem w oczach.
 - Ty uważaj, bo się rozmyślę i sam cię wsadzę w sukienkę.
 - Sam dajesz mi pomysłu na twój prezent urodzinowy. - Typowy dla niego niewinny uśmieszek pojawił się na ustach Di, sprawiając, że jego rozmówca zmrużył oczy, wwiercając się spojrzeniem w jego postać. Gdyby tylko nie był wyższy...
 - Tylko spróbuj. - Zagroził, wystawiając w jego stronę palec wskazujący i pokiwał nim. - To będziesz spał na wycieraczce.
 - Nie zrobisz mi tego. - Postukał w ramię niższego, zwracając w ten sposób na siebie jego uwagę, tak jakby już wcześniej nie miał jej wystarczająco. - A propos rodziny... Co się stało z twoją?
 - Zbyt ciekawski jesteś. - Wyciągnął rękę w jego stronę i pstryknął go w nos za karę. Szczerze liczył, że uniknie tego pytania, ale w końcu ile można było od tego uciekać?
 - No weeeeeeeeeź... - Skrzywił się, marszcząc nos, co nieco rozbawiło Japończyka. - Przecież to żadna tajemnica... Chyba... Miałeś rodzeństwo?
 - Książkę o mnie piszesz, że tak wypytujesz? - Parsknął śmiechem i spojrzał w niebo spod ronda kapelusza. Ach, jego miłość, powinien go wyczyścić jak wrócą, bo po ostatniej potyczce pokrył się warstwą kurzu, której nie miał czasu się zająć w całej tej gorączce przygotowań do urodzin przyjaciela. 
 - No powiedz mi, no Chuuuuuuu... - Zawył niczym pies proszący o kawałek kiełbasy. Japończyk ponownie parsknął śmiechem na porównanie, które przyszło mu do głowy. Odkaszlnął i przewrócił oczami na blondyna, posyłając mu mieszankę poirytowanego i litościwego spojrzenia, pod którym wymalował się zdawkowy uśmiech. Z ciężkim, aż do przesady, westchnieniem wyciągnął rękę w górę i poczochrał jasną czuprynę, jakby to miała być kara za męczenie go o prywatne sprawy. Jednocześnie był to znak dla przyszłego przywódcy, że udało mu się osiągnąć cel, więc nadstawił ciekawsko uszu.
 - Mało pamiętam swoją biologiczną rodzinę, tylko jakieś urywki. Dużo lepiej tą późniejszą, choć nie wiem czy mogę ich tak nazywać. - Uśmiechnął się słabo, patrząc przed siebie, po czym wzruszył ramionami i potrząsnął głową, dobrze wiedząc jakie myśli właśnie galopują w jego stronę. To zdecydowanie nie był moment na takie rozmyślania, zepsułoby to całą atmosferę, która powinna wręcz tryskać pozytywizmem. - Jeśli pytasz o biologiczną, to miałem chyba tylko brata...
 - O... - Mruknął tylko w odpowiedzi, przechylając głowę na bok. Najwyraźniej wyczuł, że nie jest to odpowiednia chwila, by poruszać tak wrażliwy temat. Lub może lepiej w ogóle nigdy go nie poruszać?
 - W każdym razie, nie równał się z tobą. - Dodał szybko, zerkając ciekawie na młodszego kątem oka. Rosjanin natychmiast na to zareagował, wbijając w niego spojrzenie swoich turkusowych oczu błyszczących ze szczęścia. 
 - Jestem dla ciebie jak brat? - Pochylił się w stronę rudego tak bardzo, że wampir dla bezpieczeństwa wystawił ręce przed siebie, by go złapać, gdyby stracił równowagę i zechciał mieć bliskie spotkanie z ziemią. 
 - W pewnym sensie.
 - W pewnym? - Powtórzył, mrużąc podejrzliwie oczy. Nakahara pokręcił jedynie głową, patrząc przed siebie. Byli już prawie na miejscu, wystarczyło tylko wspiąć się na samą górę stromego wzniesienia. Bułka z masłem. No prawie...
   Strome zbocze było samo w sobie jakimś wyzwaniem, ale dochodził do tego fakt, iż było ono porośnięte gęsto trawą, na której obaj się ślizgali. Początkowo szli obok siebie, ale kiedy Dimitrijowi po raz kolejny podwinęła się noga i zaczął spadać, wampir chwycił go w ostatnim momencie za nadgarstek i resztę drogi przeszli w ten sposób, ubezpieczając się wzajemnie. 
   Kiedy w końcu wdrapali się na szczyt pierwsze co przykuło uwagę blondyna to widok. A faktycznie było na co patrzeć, z tego miejsca widoczne było całe miasto łącznie z placówką Projektu. Dobry punkt obserwacyjny, gdyby tylko było się za czym schować, rzecz jasna. Mało który obserwator chciałby być podany jak na talerzu. Brakowałoby tylko neonu krzyczącego na najbliższe kilka kilometrów o jego położeniu. Dopiero po dłuższej chwili uwagę Todorovskiego ściągnął kuszący zapach, który dobiegał go ze starannie rozłożonego kocyka w kratkę. Na nim stał koszyk, dwa talerzyki, dwie pary sztućców, jakieś kubeczki i blaszka wybornego ciasta pomarańczowego, które Chuuya wybłagał na kolanach od Danieli. 
 - Wszystkiego najlepszego? - Uśmiechnął się nieco zakłopotany, nie do końca potrafiąc odczytać ciszę, która nastąpiła. Czy zrobił coś źle?

Dimitriiiiij?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz