22 cze 2018

Od Aleksandry Do Kagehiry "Przypadkowe spotkanie"


Kolejny dzień życia w tym miejscu? Dawała już radę przemilczeć to, że niektórzy ją zdecydowanie irytowali swoim gadaniem. Najważniejsze było to, że dalej nie mogła przyzwyczaić się do łóżka. Było niewygodne, nawet trzy poduszki nie pomogły jej się odpowiednio ułożyć i zasnąć. Całą noc się wierciła, na lewy bok, na prawy bok, na plecy, znów na prawy bok, no i co? Jedynie kawa trzymała ją teraz przy życiu, ale wraz nie poprawiła i tak złego dziś humoru. Bo co mogło poprawić nastrój osobie niewyspanej, co to jeszcze dostała nakaz wybrania czym chce się zajmować w tym przybytku. Wyborem kupowanych łóżek, jeśli łaska. 
Żeby ją chociaż brali na poważnie! Wczoraj dwóch typków zapytało ją, czy się przypadkiem nie zgubiła i nie szuka mamy. Bo co?! Bo niska i ubrana jak chłopak to można od razu wziąć za gówniaka?! Jasne! Wmawiajcie sobie! Obrońcy świata od siedmiu boleści. Po takiej akcji, czego mogła się spodziewać? A no tego, że pójdzie gdzieś z grzecznym "Dzień dobry, chciałabym dołączyć do tej kadry" a tam jej odpowiedzą "A nie jesteś jeszcze na to za mały?". Niech im będzie, jak jest za młoda to może się obijać cały dzień, ich wybór. 
Prychnęła pod nosem i skryła połowę twarzy w wysokim kołnierzu luźnej bluzy. Ręce wetknęła w kieszenie krótkich szortów, bo te w bluzie zajęte były przez myszy i buteleczkę gazu pieprzowego. Rover krążył nad jej głową i brzęczał coś sam do siebie, przyciągał tym samym zaciekawione spojrzenia mijających ich ludzi. Vladimira musiała zmusić do zostania w pokoju, choć zdecydowanie pomógłby się wkupić w łaski lokalnych techników i naukowców. Nie chciała jednak, by każdy zaczepiał ją tylko z jego powodu. A to z pewnością by się stało, bo w końcu ciężko jest spotkać mechanicznego lwa w naturalnym środowisku. Te pytania natomiast nie poprawiły by jej humoru, wręcz przeciwnie, krew zalałaby ją jeszcze szybciej. I nawet pięć słoików marmolady nie pomogłoby przy tym.
Przynajmniej wiedziała gdzie iść. Już pominąć fakt, że "przypadkiem" dorwała plany całej placówki i skitrała sobie ich kopię pod łóżkiem oraz skan na przenośnym dysku. To mało ważne, nawet jeśli dzięki temu wiedziała, gdzie jest jakie pomieszczenie. Ważniejszy był fakt, że nad wyborem zajęcia nie musiała się zastanawiać. Kadr faktycznie mieli tu trochę, ale ją interesować mogły tylko dwie. Jedni, by mieć dostęp do systemów tegoż przybytku, drudzy, by móc wychodzić na miasto się rozejrzeć. Technicy i zwiadowcy. Jeśli nie wezmą jej pod swoje skrzydła to oficjalnie zabarykaduje się w swoim pokoju.
W tym samym momencie, w którym chciała skręcić na sąsiedni korytarz wpadła na rozkojarzonego delikwenta bawiącego się dziwną, czerwoną nicią. Spojrzał na nią swoimi dwukolorowymi oczami, odezwał się jako pierwszy.
-Uważaj jak chodzisz.- Mogła przysiąc, że usłyszała w jego głosie nutę agresji. Chyba nie chciał by usłyszała te niemiłe słowa, bo po chwili uśmiechnął się łagodnie. - Przepraszam, że na ciebie wpadłem. Nie chciałem. Lekko się zamyśliłem. Przepraszam.
Zarumienił się lekko i ruszył dalej nim cokolwiek powiedziała. Saszka skrzywiła się jeszcze bardziej. Dwulicowy kłamca, łatwo było to zauważyć. I wampir, przeczucie w przypadku krwiopijców nigdy jej nie myliło. Mogła nie widzieć kłów, ale ich reakcje różniły się od ludzkich. Ona na szczęście umiała to wychwycić.
Choć miała chętkę na awanturę odłożyła to na inny moment i dotarła już bez innych przypadkowych spotkań do zwiadowców. Akurat wychodzili na zewnątrz, więc rozmowa była krótka. Udało się nawet pominąć sprawę wieku, upewnili się tylko, że ma broń lub będzie ją miała. Potem zaprosiwszy na kolejne misje udali się na aktualną zostawiając brązowowłosą samą w pomieszczeniu.
- Chodź raz poszło łatwo - mruknęła zakładając ręce na piersi. - To teraz technicy...
Ich mała "baza" na szczęście była blisko, więc nie musiała znów przebyć całego ośrodka by gdzieś dotrzeć. W ciszy weszła do środka przyciągając tym samym uwagę starszego mężczyzny siedzącego przy jednym z komputerów.
- Chcę zostać technikiem - rzuciła krótko, na co jej rozmówca uniósł brew.
- A nie jesteś na to aby za młoda? - odpowiedział na co dziewczyna skrzywiła się znacznie.
- Nie jestem dzieckiem - parsknęła i podała mu swój dowód. - I do tego na pewno się nadaję. - Na te słowa Rover nad jej głową zabrzęczał głośno. - Lepiej bym tego nie ujęła kochany.
Technik, na pierwszy moment nieprzekonany, oddał dziewczynie dokumenty i przyjrzał jej się uważnie, jednak po chwili jego uwaga przeskoczyła na krążącego w powietrzu droida. Wystarczyła chwila by zacząć wypytywać ją o różne rzeczy, niby to chcąc sprawdzić wiedzę i umiejętności, ale jednocześnie wyciągnąć trochę informacji na temat jej latającego tworu. Szczerze mówiąc, ta rozmowa, z początku nieco sztywna, poprawiła delikatnie humor Gołębia. W końcu co może być przyjemniejszego od gadania o tym, co się lubi i na dodatek z osobą, która również się na tym zna. 
Jakże mogło być inaczej, skończyło się na przyjęciu do technicznej ekipy, ba przystała na plan staruszka by razem poskładać jakieś roboty lub droidy. Dawno nie miała okazji robić tego z kimś innym, ojciec nie miał czasu, brat zaginął, więc ta propozycja wydawała się być swojego rodzaju zbawieniem od nudnego spędzania czasu. A i mogłaby od doświadczonego technika zdobyć trochę nowej wiedzy, to zawsze było w cenie. 
Zadowolona więc wyszła na korytarz i podjęła się powrotu do swojego pokoju, co by sprawdzić, czy Vladimir nie obraził się na nią za zakaz wyjścia i nie rozwalił niczego. Wątpiła by to zrobił, jednak wolała się upewnić. Jak na lwiego droida z oprogramowaniem, które sama mu stworzyła, wykazywał tendencje to bycia nieprzewidywalnym i stale trzeba było go pilnować.
Jej szczęście nie trwało jednak długo. Nie przebyła nawet połowy drogi, gdy wpadła na tego samego wampira, co wcześniej. Mogłaby przysiąc, że gdy tylko jej wzrok padł na tę czarną czuprynę jej malutka doza dobrego humoru rozwiała się i ustąpiła miejsca niewyspanej części duszy, która miała ochotę krzyczeć na wszystko i wszystkich. Nie odezwała się jednak jako pierwsza, zdecydowała się dać wampirowi okazję na wytłumaczenie i przy okazji sprawdzić, czy dalej będzie próbował udawać milusiego. Zwłaszcza, że ponownie przez chwilę wydawać się być nastawionym agresywnie wobec niej. 
- Przepraszam, że znowu na ciebie wpadłem... Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Wszystko w porządku? - odezwał się tak samo łagodnie jak za pierwszym razem, na co Aleksandra tylko głośno prychnęła. Ha, aktorzyna jak się patrzy, jednak nie z nią takie numery. Sam fakt, że był wampirem nie pozwalał jej mu uwierzyć w tą niebywałą dobroć. 
- No i co kurwa kły oblizujesz? - warknęła i wetknęła ręce do kieszeni odruchowo łapiąc za gaz pieprzowy. Myszy wyczuły, że coś się święci, więc szybko przemknęły na jej ramię i wychyliły się z kołnierza bluzy a Rover zaterkotał ostrzegawczo. - Nie myśl, że nie widzę, żeś wziął mnie za okazję na darmowe chlanie. I spróbuj mnie tknąć, a nie ręczę za siebie. Idzie ci taki krwiopijny karakan i nie patrzy, czy aby na kogoś nie wpadnie. Bo i po co, jobanyj pan i władca, złaźcie mu wszyscy z drogi. I jeszcze pewnie uważa, że przydział lokalny krwi go nie obowiązuje, to może sobie z kogoś upuścić, kiedy nikt nie patrzy. Dobre sobie!

Kagehira? Przepraszam, że tak długo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz